poniedziałek, 16 września 2024

Poczucie wartości to fundament...


 Życie to plątanina dróg, ścieżek i ostrych zakrętów. Ale najważniejsza droga w nim to ta, która prowadzi do nas samych. Do wiary w siebie, w to, że możemy w sobie odkryć zdolności, siłę do tego aby świadomie i z powodzeniem kierować swoim życiem. Dlaczego więc warto zabiegać o poczucie własnej wartości? Dlatego, że zapewnia człowiekowi spokój wewnętrzny. Poczucie wartości nie nienawidzi, nie mści się, nie czuje wstydu, nie obwinia, nie obraża się, nie uraża, nie boi się krytyki, nie ma problemu z przyznaniem się do błędu, odpuszczaniem, i z okazywaniem wdzięczności oraz podziwianiem innych ludzi. Poczucie własnej wartości to taki mocny fundament naszego "domu". Można ten "dom" budować tak czy siak, zmieniać dach, elewację, natomiast jak nie ma mocnego fundamentu, to dom się rozsypie przy pierwszym podmuchu. Poczucie wartości to postępowanie w zgodzie ze sobą, z jednoczesnym dążeniem do naprawy błędów. Praca nad poczuciem wartości polega na doskonaleniu swojego "autoportretu", ale nie według jakiegoś ideału, tylko według tego, co o sobie wiemy i do czego dążymy. Im ten nasz "autoportret" stanie się bliższy prawdy, a jednocześnie będzie coraz ładniejszy, z tym większą przyjemnością się z nim identyfikujemy. Ale jakby nie patrzeć, to jest cały czas rozmowa "mnie ze mną" czyli z samym sobą. Poczucie wartości to coś dynamicznego, zmiennego, co możemy regulować. Czyli coś, na co mamy wpływ. Oczywiście każdą psychologiczną umiejętność można doprowadzić do optimum albo do przesady...i tu potrzebna jest czujność. Przegięcia nigdy nie są dobre. Poczucie własnej wartości to solidna podstawa do tego, aby podejmować jedne wyzwania, z innych rezygnować, ale zawsze podążać za tym, co uważamy za dobre i mądre. Czyli oznacza działanie, działanie i jeszcze raz działanie, w wyniku którego zaczynamy przybliżać się do tego, co dla nas ważne...

niedziela, 15 września 2024

CHOROBA PUSTEGO SERCA...

 


"Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane"...a to oznacza, że dobre intencje nie są wystarczające do tego, by działanie przyniosło pozytywne skutki. Dziś wielu rodziców traktuje swoje dzieci jako inwestycję. Osiągnięte przez dziecko sukcesy są efektem silnej presji rodziców inwestujących w rozwój swych dzieci duży kapitał. Zarówno finansowy, jak i złożony z oczekiwań. W ten sposób dzieciaki przyzwyczajają się od najmłodszych lat do nieustającej presji zapewnienia sobie życiowego sukcesu, który jest dla nich definiowany przez rodziców w myśl idei "żeby mieć lepsze życie niż my mieliśmy, musisz skorzystać z szansy, którą ci tworzymy". W efekcie, często kosztem beztroski dzieciństwa, przyjacielskich relacji z rówieśnikami, czy własnych zainteresowań realizują narzucone im cele stając się powodem do rodzicielskiej dumy i przechwałek przed znajomymi. Z perspektywy rodziców wszystko wydaje się sielankowe – system działa, jest sukces, można odfajkowywać kolejne zwycięztwa. Jednak kiedy zmieni się perspektywę i zajrzy do głowy domniemanych zwycięzców, tam najczęściej już tak radośnie i wesoło nie jest. Choroba pustego serca pojawia się u młodych osób. To nie choroba serca, ale stan psychiczny, który stoi za wieloma samobójstwami wśród młodszej populacji. Można powiedzieć, że choroba pustego serca jest podobna do depresji egzystencjalnej. Osoby cierpiące nie znajdują w życiu żadnego sensu. Kiedy jedyne, czego się od nich oczekuje, to to, żeby odnieśli sukces i byli najlepsi. Ci młodzi ludzie będąc pod presją boją się, że nie sprostają oczekiwaniom rodziny, boją się przyszłości i doświadczają ciągłego stresu i udręki.  Robią to, czego się od nich oczekuje, ale prawie w niczym nie znajdują żadnego znaczenia , bo to nie jest ich.  Nieustannie nawigują między uczuciem pustki i samotności. Czują się niezrozumiani. Rodzice wywierają na nich presję od najmłodszych lat, stawiają wygórowane, wręcz nieludzkie wymagania. A to oznacza, że dzieci tych rodziców tracą szansę na bycie dziećmi, na naturalny rozwój. Nigdy nie mają szansy na zabawę i cieszenie się spokojnym, spontanicznym i ciekawym dziecięcym życiem. Syndrom pustego serca pokazuje też, jak bardzo niszczycielską siłę może mieć presja ze strony rodziców oraz niemożliwe do zrealizowania oczekiwania.  Choroba pustego serca to zjawisko, które odnosi się do poczucia braku sensu życia oraz dotyczy najczęściej osób, które pozornie mają wszystko. Dlatego tym trudniej jest uprawomocnić / zrozumieć/  osobom z otoczenia oraz samym cierpiącym swoje cierpienie. Osoby z chorobą pustego serca mogą osiągać bardzo dobre wyniki w nauce, sukcesy zawodowe... to nie przynosi im jednak żadnej satysfakcji czy radości, nie jest dla nich powodem do dumy. Choroba pustego serca ma swój początek już w dzieciństwie, często pojawia się u nastolatków, którzy nie potrafią odnaleźć się w otaczającym świecie. Zazwyczaj schemat ich życia jest pokierowany silną presją od rodziców, którzy robili wszystko, aby zapewnić im jak najlepsze warunki do rozwoju. Chcąc skorzystać z szansy i docenić ich wyrzeczenia, dzieci robiły, co w ich mocy, aby spełnić oczekiwania bliskich. W konsekwencji mają wyższe wykształcenie, wiele kursów zawodowych i hobbystycznych, wspaniałą pracę oraz dobrobyt finansowy... i mimo tego zero zadowolenia, depresję, myśli samobójcze itd. Bo na tej narzuconej im ścieżce zabrakło miejsca na nich samych — na ich rozwój emocjonalny, duchowy i społeczny, na odkrycie kim naprawdę są i kim naprawdę chcieliby być, na ich pragnienia czy marzenia. Okazuje się, że nie potrafią też samodzielnie definiować swojego systemu wartości, co przyczynia się do odczuwania egzystencjalnej pustki. Jeśli wartości są ustalone zewnętrznie i odgórnie przypisane do konkretnych życiowych zdobyczy... inaczej narzucone, to w efekcie tego procesu własny system wartości niema jak zostać wykształcony. Co w konsekwencji musi przełożyć się prędzej czy później na poczucie braku sensu, które jest charakterystyczne dla wszystkich zdiagnozowanych przypadków choroby pustego serca. Polecam więc uwadze rodziców... Prawdopodobieństwo wystąpienia syndromu pustego serca pojawia się wszędzie tam gdzie rodzice projektują na swoje dzieci własne niespełnione ambicje, aspiracje, bezrefleksyjnie uznając, że to je uszczęśliwi...


środa, 11 września 2024

Najpierw pomóż sobie...

 

Przegięcia nigdy nie są dobre ... przegięcie w pomaganiu też. Problem zaczyna się wtedy gdy pomagający traci kontakt ze sobą bo tak bardzo skupia się na innych, że swoją tożsamość wiąże z aktem pomagania. Czuje się wartościowy tylko wtedy gdy pomaga innym, wchodzi w syndrom pomocnika. Zatraca siebie w kompulsywnym pomaganiu , innymi słowy staje się więźniem pomagania. A koniec końców "pada na twarz" z wyczerpania. Wychowani w duchu altruistycznym często nie zdajemy sobie sprawy, że pomaganie może mieć swoją ciemną stronę, że może być wręcz niezdrowe tak dla pomagającego  jak i dla osoby, której próbuje on pomóc.  Niezdrowe pomaganie ma miejsce wtedy gdy próbujemy rozwiązywać problemy za innych, a które to problemy tak naprawdę zainteresowani sami muszą rozwiązać. W momencie, w którym odbieramy komuś możliwość nauczenia się własnych "lekcji" tak naprawdę nie pomagamy a... SZKODZIMY. Bowiem każda osoba ma swoje własne tempo uczenia się i rozwoju, swoją własną ścieżkę, swoje własne życiowe wyzwania i ważne jest aby miała szansę samodzielnie to opanować. Jeśli oferujemy innym zbyt wiele pomocy to pozbawiamy ich możliwości odkrycia własnej siły i rozwoju. A prawda jest taka, że każdy z nas jest odpowiedzialny za swoje własne "lekcje". Kiedy więc bawimy się w "Pana Boga" i bierzemy na swoje barki cudze ciężary, to nie dość , że robi się nam ciężko to jeszcze zakłócamy ten naturalny proces. Uniemożliwiamy drugiej osobie rozwijanie własnych umiejętności i kompetencji, odbieramy jej możliwości rozwoju poprzez wyzwania.  Warto pamiętać , że prawdziwe pomaganie to pozwalanie innym na podążanie własną drogą. Nawet jeśli oznacza to popełnianie przez nich błędów lub przechodzenie przez trudności. I choć ogólnie pomaganie wydaje się szlachetne to jednak ma ono swoje ciemne strony... jest to złożona dziedzina, w której łatwo stracić równowagę. Bo jednak trzeba nauczyć się chronić siebie, szanować własne potrzeby i rozpoznawać kiedy nadszedł czas aby odpuścić i pozwolić innym znaleźć własną drogę. Tylko wtedy możemy pomóc w realny sposób, który przyniesie realne korzyści tak nam jak i innym.  Czasami pomaganie niezależnie od intencji  może przynieść odwrotny skutek i zaszkodzić zarówno nam jak i innym. Każdy ma prawo do podejmowania własnych decyzji nawet gdy prowadzą do bólu i cierpienia. Oczywiście kusi nas by wkroczyć i naprawiać, ale kluczowe jest w takich razach poszanowanie woli innych. Cóż każdy z nas ma swoją własną ścieżkę życia, odbiera swoje własne życiowe lekcje do przepracowania. Tych lekcji można się nauczyć tylko poprzez  doświadczenie i własne wybory. Kiedy ingerujemy w czyjąś wolną wolę nawet w najlepszych intencjach odbieramy mu możliwość popełniania własnych błędów i uczenia się na nich. Dobrze jest wiedzieć, że wyzwania, przez które przechodzą ludzie, które stawia przed nimi życie  są często tym czego oni potrzebują aby odkryć i rozwinąć swoje mocne strony.  Jeśli odbierzemy im te wyzwania to pozbawimy ich możliwości rozwoju przez ich własne doświadczenia, zdobycia wiedzy, umiejętności, których potrzebują aby stać się niezależnym człowiekiem. Życie jest wymagającym nauczycielem.... dlatego czasem najlepszą pomocą jest po prostu obserwowanie i pozwalanie drugiej osobie na naukę.  Inny aspekt pomaganie to uzależnienie.Trzeba pamiętać , że zbyt duża pomoc może prowadzić do tego, że ludzie staną się zależni i nie nauczą się stać na własnych nogach. Jeśli ciągle jesteśmy pod ręką aby rozwiązywać każdą trudność, ratować z każdej opresji czy problemu to pozbawiamy ludzi szansy na rozwinięcie ich własnej siły i samodzielności w przezwyciężaniu trudności. Tu trzeba nauczyć się też STAWIANIA GRANIC. Stawianie granic nie jest oznaką słabości czy egoizmu , ale aktem mądrości i troski o siebie. Ważną rzeczą jest by zrozumieć, że nie jesteśmy odpowiedzialni za wybory innych. Wyznaczając granice zachowujemy własną energię i dajemy drugiej osobie przestrzeń na jej własne doświadczenia. 


Kończąc. Zanim pomożesz innym zadbaj o siebie, o swoje potrzeby, o swój rozwój. Nie można bowiem czerpać z pustej studni. Zapamiętaj : troska o siebie nie jest luksusem a koniecznością.

niedziela, 8 września 2024

Odcieni starości jest tak wiele, jak wiele jest ludzkich historii...

 

W obecnych czasach, w których młodość jest wynoszona na piedestał jako największe dobro, starość  często spychana jest na margines. Ludzie starsi są postrzegani jako przeszkoda, zawada zarówno jeśli chodzi o pracę jak i funkcjonowanie w społeczeństwie. Dzięki rozwojowi medycyny i poprawie warunków bytowych żyjemy – jako społeczeństwo – dłużej, co wiąże się z dużym odsetkiem osób w dojrzałym wieku. I o ile istnieje wśród seniorów stosunkowo duża świadomość dotycząca dbania o zdrowie fizyczne, wydaje się, że kwestia dobrostanu psychicznego jest często pomijana. Jakie działania można zatem podjąć, aby zatroszczyć się także o tę sferę ludzkiego doświadczenia? Jedną z ważnych form wsparcia wydaje się psychoterapia.  Społeczeństwo dba by należycie przygotować młode pokolenie do bycia dorosłym natomiast nikt nie przygotowuje, nie uczy jak sobie radzić, że starością, z wyautowaniem zawodowym i po części społecznym, towarzyskim...co najwyżej mówią : "zazdroszczę ci tej emerytury, tego, że masz już święty spokój". Tymczasem po chwilowym zachłyśnięciu się tym "świętym spokojem" okazuje się, że to nie do końca jest tak jak się wstępnie wydawało. Bo seniorzy muszą stawiać czoła kolejnym stratom: rezygnacji z pracy zawodowej, ograniczeniom wynikającym z pogarszającego się statusu finansowego,  ograniczeniom  wynikającym ze stanu zdrowia fizycznego, a także z faktu odejścia bliskich im osób itp. Trudno jest o dobrostan psychiczny w takich razach. W związku z tym często u osób starszych pojawia się też prześladujący lęk przed niedołężnością, przed własną śmiercią. Te wszystkie czynniki mogą także wpłynąć na poczucie utraty tożsamości i mieć negatywne konsekwencje dla jednostki. Senior wypada z głównego nurtu życia i nagle czuje, że staje się takim "nikim, po nic", że inni już go nie dostrzegają, lub prawie nie zauważają, że przestał się liczyć i staje się zbędny. Niektórzy seniorzy unikają  konfrontacji z własną rzeczywistością wewnętrzną i zewnętrzną i pragną za wszelką cenę utrzymać dotychczasowy obraz samych siebie, bez podjęcia refleksji nad zmieniającą się sytuacją. Zaś dla innych wyłączenie z życia zawodowego, rozstania z bliskimi, czasem pewne dolegliwości z poziomu zdrowia fizycznego są powodem przyjęcia postawy zamkniętej wobec wcześniejszych i nowych relacji. Mają trudności z adaptacją w nowej rzeczywistości. Pojawia się uczucie pustki , martwoty i jałowości... co tylko nakręca spiralę samotności. Kolejnym zagadnieniem, z którym w różny sposób zmaga się część starszych osób, jest kwestia zależności. Pewne codzienne aktywności, wykonywane dotychczas samodzielnie, stają się trudniejsze i wymagają współpracy z innymi. Ta sytuacja może rodzić w seniorach ambiwalentne uczucia. Z jednej strony niesie zadowolenie, związane z troską i wsparciem bliskich, którzy gotowi są pomagać, ale z drugiej sprawia, że osoba otrzymująca pomoc zmaga się z poczuciem winy lub wstydem. Niejednoznaczność doznawanych odczuć i swego rodzaju utrata niezależności mogą rodzić wiele napięć. Moje rozważania tutaj to jedynie pobieżny zarys zagadnień związanych  z sytuacją osób starszych. Tak sobie myślę, że warto przyjrzeć się ich problemom, także w kontekście dobrostanu psychicznego. Niestety przybywa nam starszych ludzi i problemów z tym związanych a to zaczyna zmuszać do szukania kompleksowych rozwiązań.  Bowiem idea samo uczenia się przez całe życie często tu nie wystarcza. Ludzie zwyczajnie sobie nie radzą... a z racji swego wieku jest im jeszcze trudniej się do  tego przyznać.  Wydaje się, że rozszerzanie dostępności psychoterapii, jak i możliwości korzystania z różnych form bezpłatnej edukacji psychologicznej dla seniorów było by bardzo pomocne. Taka praca seniora z psychoterapeutą z jednej strony pomaga mu w odkrywaniu nierozpoznanych mechanizmów własnej osobowości, z drugiej daje mu narzędzia do lepszego radzenia sobie z wyzwaniami starzenia się... 


piątek, 6 września 2024

Razem czy osobno...

 

Na pierwszy rzut oka wspólne mieszkanie seniora z którymś z dzieci wydaje się być rozsądnym rozwiązaniem ale czy aby na pewno ? Czy w każdym przypadku ? Jeśli przesłanką jest mocno podupadłe zdrowie i niedołęstwo seniora - rozumiem.  W  innym przypadku życie pod jednym dachem ze swoimi dziećmi na starość może prowadzić do problemów i strat, o których możemy wcześniej nawet nie pomyśleć, może stworzyć więcej problemów niż rozwiązać. Często wspólne zamieszkanie wiąże się z utratą niezależności, którą tak sobie ceniliśmy przez całe życie i utratą możliwości samostanowienia o sobie, kontroli nad własnym życiem. Wspólne życie może się wydawać ideą wypełnioną ciepłem i wzajemnym zrozumieniem ale w praktyce często okazuje się, że wcale nie jest tak idyllicznie. Niestety wspólne mieszkanie często prowadzi do konfliktów i napięć w relacjach, gdyż każde pokolenie ma swoją wizję na to jak powinno wyglądać życie. Bo każdy ma swoje nawyki, przyzwyczajenia i swój rytm życia, albo poglądy na wychowanie dzieci, czy na to jak prowadzić dom itd. I tak z czasem wspólne mieszkanie może wywołać chęć wtrącania się, pouczania, uczucie irytacji i na koniec gdy zauważamy, że nas wykorzystują,  ignorują i dalej robią po swojemu pojawia się poczucie wyobcowania, które powoli ale  nieuchronnie niszczy więzi rodzinne. Co więcej ciągłe napięcia, nieporozumienia i związany z tym stres mogą negatywnie wpłynąć na zdrowie psychiczne i fizyczne wszystkich członków rodziny, nie tylko seniora. Nim się podejmie decyzję o wspólnym zamieszkaniu z dziećmi trzeba głęboko przemyśleć nie tylko to jak ten fakt wpłynie na nas ale też uzmysłowić sobie, jak nasza obecność wpłynie na ich życie, na relacje w ich rodzinie jak je zmieni. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało dorosłe dzieci nie są zobowiązane poświęcać swojego szczęścia i dobrobytu dla rodziców. One nie są naszą własnością, nie możemy więc decydować jak ma wyglądać ich życie, nie możemy też traktować dzieci jak dłużników spłacających nam dług i wpędzać je w poczucie winy. Owszem dzieci mogą nas wspierać, pomagać, okazywać nam troskę... i zwykle to robią. Musimy jednak pamiętać o fundamentalnej rzeczy a mianowicie o tym, że każdy człowiek jest odpowiedzialny za swoje życie i dobrostan. I my mimo bardziej zaawansowanego wieku nie jesteśmy zwolnieni z tego obowiązku.  Człowiek uczy się całe życie. Każdy etap naszego życia przynosił nowe wyzwania.  I tak,  trzeba było nauczyć się bycia dorosłą, potem mamą:  małych, następnie dorastających aż wreszcie dorosłych dzieci, potem bycia babcią dla swoich wnuków , no i życia w pustym gnieździe też . I ani się obejrzałaś a tu puk, puk... - kto tam ? To ja ...starość! Kolejne wyzwanie, gość nieproszony! Cóż i tym razem nie masz wyjścia i musisz ją jakoś oswoić i nauczyć się z nią żyć.  Każdy etap życia zaskakuje nas czymś nowym i czy chcesz, czy nie chcesz musisz się człowieku odnaleźć w każdej rzeczywistości. Zatem, nim podejmiesz decyzję o przeprowadzce do dzieci może warto przemyśleć również istniejące alternatywy dla tego kroku, które z jednej strony pozwolą być bliżej rodziny z drugiej pozwolą też zachować autonomię, niezależność i osobistą przestrzeń. 

A więc razem czy osobno ? Cóż każdy senior indywidualnie podejmuje decyzję taką która jego zdaniem będzie dla niego najlepsza i dla jego dzieci też. Jedno jest pewne...decyzja, wymaga naprawdę starannego przemyślenia opartego na długoterminowych perspektywach... 

środa, 4 września 2024

Płyń własnym kursem seniorze ...

 


Bardzo miło jest, gdy nasze dorosłe dzieci czy krewni pomagają nam gdy tego potrzebujemy. Gorzej, gdy osoby pomagające nam przestają liczyć się z naszą wolą, naszym zdaniem i narzucają nam swoją wizję rzeczywistości. Decydują za nas i zaczynają traktować nas jak "misia o małym rozumku". Oczywiście przy całej wdzięczności za okazaną pomoc i wsparcie ... nie pozwalajmy na to. Tylko jasne postawienie tej kwestii  może polepszyć relacje  i pozwoli uniknąć nieporozumień w przyszłości.  Samostanowienie o sobie w obszarze niezależnego myślenia, swobodnego decydowania i działania jest podstawowym prawem człowieka a więc i seniora. Senior z racji swojej dojrzałości nie przestaje być pełnoprawnym człowiekiem jak to się wydaje niektórym młodym. Starzenie się jest naturalnym procesem, który może wprowadzać wiele zmian a czasem ograniczeń w życie człowieka. Ale dopóki głowa funkcjonuje i nogi nas noszą nie widzę powodu by spychać nas na margines, wykluczać, odbierać prawo do samostanowienia czy traktować lekceważąco. Wbrew temu co uważają niektórzy przedstawiciele młodego pokolenia starsi ludzie też mają potrzeby, marzenia i pragnienia. Jestem przekonana, że jednym z najważniejszych wyzwań dla wielu osób starszych jest utrzymanie niezależności i samodzielności... innymi słowu autonomii.  Każdy z nas będących w jesieni życia chce zachować pełną kontrolę nad swoim życiem, decyzjami i codziennymi czynnościami, ponieważ daje to nam poczucie godności.  Przyzwyczajeni do tego, że zawsze byliśmy samodzielni nie chcemy być dodatkowym obciążeniem dla swoich bliskich. Autonomia daje nam niezależność, to ustanawianie norm dla siebie samego, stan samodzielności, niepodległości, możliwość decydowania o sobie. Daje nam poczucie wolności i samostanowienia o sobie jako niepodległej, niezależnej jednostce. Swobodę podejmowania decyzji, dysponowania własnym czasem i kontrolę nad swoim życiem. I chociaż wiek może przynosić ze sobą pewne ograniczenia a czasem wiele wyzwań, takich jak choroby czy upośledzenia fizyczne, to jednak wielu z nas ciągle chce realizować marzenia, kontynuować swoje pasje i zainteresowania, aktywnie spędzać czas, uczestniczyć w różnych aktywnościach społecznych czy podróżować. Warto pamiętać, że utrata niezależności ma zdecydowanie negatywny wpływ na nasze samopoczucie. Prowadzi to do poczucia bezwartościowości, bezradności, samotności i izolacji społecznej. Więc dopóki możemy miejmy swoje życie, brońmy swojej autonomii i żyjmy po swojemu. Nie dajmy się wbić w ramki narzucane nam przez nasze otoczenie czy rodzinę. Przecież można żyć pełnią życia, nawet jeśli zdrowie nie jest najlepsze. Każdy niezależnie od wieku ma w sobie możliwość, by być szczęśliwym, trzeba się tylko odważyć! 

wtorek, 3 września 2024

"Syndrom dziadków-niewolników"...

 

Często słyszę od moich koleżanek emerytek ...nie mam czasu, nie mogę, jestem zajęta. Powód. Biegają od jednej córki do drugiej lub syna i zajmują się wnukami , pomagają jak mogą i co tu dużo mówić wyręczają. Od jednej z nich usłyszałam gorzkie wyznanie ... "wiesz dziś żałuję , że oddałam im tyle lat zamiast zadbać o siebie. Gdy córka urodziła wnuka potrzebowała mojej pomocy. Przeniosłam się nawet do jej domu by nie tracić czasu na dojazdy i być pod ręką w każdej chwili. Zajmowałam się wnukiem, domem, ogrodem nimi wszystkimi z całym oddaniem, można rzec przejęłam wszystkie obowiązki. Pewnego dnia gdy wnuk zdał do liceum córka powiedziała mi: właściwie to mamusia nie jest tu potrzebna, może więc mamusia wróci do siebie? I tak skończyła się moja "misja" a wnuk... cóż nie ma teraz czasu dla mnie. Przecież ma tyle nauki i różnych zajęć..." Przyznam, że ta opowieść dała mi do myślenia. W wielu rodzinach ciągle pokutuje przekonanie, że najważniejszym obowiązkiem babci jest zajmować się wnukami. " Instytucja " babci i dziadka... taka nowoczesna wersja niewolnictwa, skrępowanego więzami uczuciowymi, to darmowa pomoc przy wnukach i prowadzeniu domu. Często w pełnym wymiarze godzin i do tego niezawodna. Bo przecież na babcie i dziadków zawsze można liczyć ... przecież kochają swoje wnuki, więc nie odmówią. Nieumiejący odmówić rodzinie seniorzy bywają nadużywani, a co za tym przepracowani, zestresowani i przytłoczeni natłokiem obowiązków, ale robią dobrą minę do złej gry, rezygnują z własnego życia, ze swoich potrzeb, marzeń. Bo przecież nie wypada powiedzieć NIE, bo będzie kwas w rodzinie, co ludzie powiedzą itd. A młodzi po prostu wpisują babcie lub dziadków w swój program życiowy i... stosując szantaż moralny, emocjonalny, wymuszają darmową pracę różnego rodzaju. Dzięki nieodpłatnej pomocy dziadków, która jest porównywalna z zakresem obowiązków niań zatrudnionych na pełen etat, rodzice małych dzieci mogą realizować się zawodowo, zyskać też czas dla siebie a i często finansowo zaoszczędzić kosztem dziadków. No bo niby jakie potrzeby ma stary człowiek?  Planując pierwsze czy też kolejne dziecko nie przychodzi im nawet do głowy, że skoro zdecydowali się na ten krok to ich obowiązkiem jest zorganizować sobie życie tak, jakby babci nie było. Innymi słowy to jest rodziców a nie dziadków "broszka". Dziadkowie to może być tylko wartość dodana...mogą na tyle na ile mogą i chcą, ale nic nie muszą.  Niestety konsekwencje i cały ciężar wynikający z decyzji  związanej z posiadaniem i wychowaniem dzieci spoczywa na rodzicach. Jeżeli rodzice nie są w stanie tego unieść tzn., że pora szybko dojrzeć, dorosnąć do ról jakie się podjęło, wziąć pełną odpowiedzialność za swoje życiowe decyzje. Cóż, czas dziecięcych zabaw " w dom", "w mamę" i "tatę" dawno i bezpowrotnie minął.  Teraz to już jest serio. Mówię poważnie : serio, serio ! 


Społecznie robimy się coraz paskudniejsi, poznawczo zdecydowanie obniżamy loty...


 I pomyśleć, że do niedawna inteligencja ludzi rosła z pokolenia na pokolenie. A teraz ludzkość /od jakichś 30-40 lat/ na potęgę głupieje. Ludzie są coraz głupsi. Niby żartobliwe, ale powtarzające się w każdym pokoleniu narzekania nauczycieli na coraz mniej inteligentnych uczniów mają teraz solidne, naukowe podstawy. Od kilku dekad jak dowodzą badania i analizy naukowców, ludzkość staje się coraz mniej inteligentna. Jako gatunek weszliśmy w fazę zmniejszającego się potencjału intelektualnego. Mówiąc wprost: głupiejemy. Skąd się bierze ta intelektualna zadyszka Homo sapiens? Wyniki sugerują, że kluczem może być styl życia,  sposób nauczania, wychowania dzieci, może też mieć związek z otoczeniem, w jakim się człowiek wychowywał. Poza tym pewną rolę w niepokojących trendach mogą odgrywać coraz niższy poziom czytelnictwa a w zamian tego spędzanie coraz większej ilości czasu przed komputerem, smartfonem, czy telewizorem. Dowiedziono, że jeżeli ludzie są bardzo długo pod wpływem obrazu a nie słowa to zaczynają być mniej intelektualistami a bardziej stają się emocjonalni. Wynika to z tego, że słowo wymaga od nas analitycznego myślenia, przetwarzania, wyposaża nas w dane. Natomiast obraz jest  bezpośrednim kontaktem z emocjami. Niestety trzeba przyznać, że przez to ciągłe bombardowanie informacjami stajemy się coraz bardziej bezmyślni i coraz mniej kreatywni.   Na poziom naszej inteligencji negatywnie ma też wpływać automatyzacja drobnych procesów. Technika bierze na siebie niektóre zadania, które dotąd znakomicie trenowały nasze mózgi. Do tego nieograniczony dostęp do wiedzy w internecie sprawił, że przestaliśmy ćwiczyć pamięć, a tym samym tracimy zdolność swobodnego kojarzenia faktów, dostrzegania prawidłowości i wykorzystywania logiki do rozwiązywania problemów.Tracimy zdolność koncentracji, nie potrafimy skupić się na jednej rzeczy. Nie zapamiętujemy informacji na dłużej, nie umiemy też łączyć jednej informacji z drugą, doszukiwanie się związków przyczynowo skutkowych też sprawia problem. Nie mamy prawdziwej wiedzy. 
"Obawiam się dnia, kiedy technologia weźmie górę nad stosunkami międzyludzkimi. Świat będzie miał pokolenie idiotów" – powiedział niegdyś Albert Einstein. Czyżby miał rację ? Co by jednak nie powiedzieć technologie same w sobie nie odpowiadają za spadek niczyjej inteligencji. Owszem, czasem zwalniają nas z myślenia i mogą rozleniwiać, ale też sprawiają, że od informacji i dóbr kultury dzieli nas tylko kilka kliknięć. Nic, tylko korzystać. Niestety to od nas zależy, jak używamy nowych technologii i czy przez nie głupiejemy, czy potrafimy z nich korzystać z rozsądkiem...


poniedziałek, 2 września 2024

Powrót do szkoły...


 Z rządowego raportu o stanie polskiej edukacji  wynika, że polska szkoła jest anachroniczna. A w polskim uczniu kompetencje rozwijające innowacyjność są nie tyle nie rozwijane, co wręcz hamowane. Wychowujemy idealnych pracowników korporacji – nie zaś naukowców, artystów i wynalazców. Wnioski z raportu są zatrważające, choć od dawna zdecydowanie oczywiste dla większości nauczycieli i rodziców. Niestety ich głos nie był nigdy wysłuchany.  Nasz system edukacji promuje powierzchowność, zabija spontaniczność i kreatywność – oceniają autorzy raportu. Program nauczania w polskiej szkole nie sprzyja rozwojowi krytycznego myślenia wśród uczniów. Polska szkoła nie kształtuje w uczniach w wystarczającym stopniu kompetencji »wychodzenia poza schematy«, uczniowie boją się myśleć kreatywnie, nie umieją współpracować . W  uczniach nie buduje się skłonności do innowacji i szukania alternatywnych rozwiązań, co gorsza w szkołach nagradza się jedynie tych uczniów, którzy nie przekraczają żadnych reguł  i nie zadają zbędnych pytań. Ci, którzy myślą samodzielnie, uznawani są na ogół za "kombinujących". Z raportu wynika również, że w polskiej szkole nadal promowana jest nauka powierzchowna – stara zasada "zakuj, zdaj, zapomnij" nie wychodzi z użytku. Kolejnym problemem to brak spontaniczności i nagradzanie posłusznych. Promowanie powierzchownego uczenia, zabijanie spontaniczności i samodzielnego myślenia, stawianie na grzecznych uczniów -  tak autorzy raportu zdiagnozowali główne przeszkody, które są hamulcem rozwoju uczniów. Do tej diagnozy powstały też zalecenia ... ale kiedy coś drgnie w tym skostniałym systemie i czy w ogóle? Czy ktoś weźmie na poważnie wnioski i zalecenia raportu ? Tego nikt nie wie.  Chodzi przecież o przedefiniowanie roli szkoły jako takiej. Bo co tu dużo mówić szkoła jaką znamy, nie zmieniła się w gruncie rzeczy od 200 lat. Owszem, zmieniły się technologie, ale podstawowa zasada została taka sama – jest nauczyciel, który mówi jak jest i jest grupa uczniów, którzy mają tego słuchać. Niestety by wprowadzić generalną zmianę potrzebne jest wsparcie, które w naszym ustroju wynika z demokratycznych wyborów. Jeżeli elektorat nie da zielonego światła na wprowadzenie głębokich zmian w systemie edukacji, to tych zmian nikt nie wprowadzi. Żaden polityk nie kiwnie nawet palcem jeżeli nie będzie widział, że może na tym coś ugrać. Zatem nie należy się spodziewać rychłych reform. Nasza codzienność niestety skrzeczy: co  tam innowacyjność ... najistotniejsze są boje o lekcje religii w szkole i to jest podstawa naszego status quo ... a czy młode pokolenie będzie mądre to już mniej ważne :(


Poczucie wartości to fundament...

 Życie to plątanina dróg, ścieżek i ostrych zakrętów. Ale najważniejsza droga w nim to ta, która prowadzi do nas samych. Do wiary w siebie, ...