poniedziałek, 27 lutego 2023

Z serii mądrzy ludzie mówią...

 


" Po etapie zakochania, kiedy działała mózgowa amfetamina i wszystko wydawało się bliskie ideału, przychodzi czas, kiedy spadają różowe okulary i wtedy trzeba na nowo poznać dotychczasowy obiekt uwielbienia i ponownie wyjść mu naprzeciw”. Jeśli nas na to nie stać, nigdy nie przekroczymy progu miłości i będziemy uciekać w kolejne stany oszołomienia. "

   /  Jacek Santorski - psycholog /

niedziela, 26 lutego 2023

Blisko, daleko, blisko...


 Kiedy kobieta wchodzi "głodna" w relacje tzn., jeśli nie czuje się ważna dla samej siebie, w zewnętrznym świecie szuka potwierdzenia swojej wartości i ważności, zdanie innych na jej temat jest ważniejsze niż to, co sama o sobie myśli. Jeżeli towarzyszy jej lęk przed samotnością, przed odrzuceniem, potrzeba zasłużenia na miłość, niewiara w to, że można ją tak po prostu kochać  - wtedy istnieje duża szansa granicząca z pewnością, że trafi na ofiarodawcę okruszków.

Jeżeli czujesz się w swojej relacji jak na huśtawce; raz on jest blisko, tak że aż dech zapiera, to znów dzieli was odległość jak stąd do księżyca. Czasem on daje ci całą swoją uwagę, a potem nagle zupełnie bez powodu wycofuje się a ciebie odkłada na półkę jak zbędny przedmiot. Czujesz, że żongluje tobą jak piłką na gumce: blisko – daleko, blisko – daleko… Jeśli doświadczyłaś lub jesteś w podobnej relacji, to doskonale wiesz, o co chodzi i wiesz już o czym mówię. Pojawia się i znika...Wróci, jasne, że wróci, wyskoczy jak królik z kapelusza, sięgnie po ciebie z zamkniętymi oczyma, bo przecież ty zawsze leżysz dokładnie w tym miejscu, w którym cię odłożył i czekasz. Tak... trzyma cię na " standby'u " czyli w stanie gotowości, w stanie pogotowia - daje tylko tyle , żebyś nie wycofała zaangażowania. Kiedy czuje , że wycofujesz  zainteresowanie, dystansujesz się on wraca "dosypuje do pieca" i rozpala twoje emocje na nowo, znowu jesteś dla niego najważniejszą kobietą na świecie. Ponownie cię nakarmi, da więcej niż zwykle, zaprosi do suto zastawionego stołu po to, by za moment wszystko zabrać, zniknąć... ale na otarcie łez, nakarmi jeszcze okruchami miłości. I tak do następnego razu. Dziobiesz sobie te okruchy, zadowalasz się nimi i uzależniasz się emocjonalnie od ich sprzedawcy. Nie jesteś świadoma, że takie zachowania są formą manipulacji, a nawet przemocy. Z czasem zaczynasz się orientować, że zamiast bliskości, miłości, bezpieczeństwa, stabilności  dostajesz tylko tego pozory. Zauważasz, że twój jakże ukochany rzuca ci jedynie okruchy: uwagi, zainteresowania, swojego czasu oraz zaangażowania. Rozbudza twoje nadzieje, za chwilę znika i znowu się pojawia. I tylko nie wiedzieć czemu to ty czujesz się podle, czujesz się winna,  że to z tobą coś nie tak. Podczas gdy on ma się świetnie i bez skrupułów za każdym razem gdy odpływa zostawia cię z poczuciem dezorientacji, niezrozumienia, chaosu a w miarę trwania tego rollecoastera sprawia, że czujesz się tylko gorzej. Czujesz się odrzucona, oszukana, nie warta miłości...twoja samoocena spada jeszcze bardziej. Takie powtarzanie na okrągło cyklu: uwodzenia, zawodzenia, kontrolowania poprzez rozbudzanie twoich potrzeb, fantazji, wywoływanie uczucia głodu kontaktu, bliskości, pozorów miłości... ma na celu uwiązać cię emocjonalnie i uzależnić od takiego osobnika. On gra z tobą w tą grę dla swoich korzyści nie licząc się z tym, że tobie sprawia ból, że cię krzywdzi. Twój oprawca poniża cię w określonym celu... żeby samemu móc się wywyższyć, by mieć władzę nad tobą. Dlatego, jeśli zadajesz sobie pytanie dlaczego czuję się nieszczęśliwa, skoro on jest taki wspaniały? Jeśli czujesz, że w waszej relacji coś jest nie tak, czujesz dyskomfort, czujesz się źle traktowana, niepewna, zdezorientowana... uwierz sobie. Uwierz, że to jest znak, że coś jest na rzeczy i  warto a nawet trzeba się nad tym pochylić. I nie po to by go zrozumieć, usprawiedliwić i  mu wybaczyć ...ale by w miarę szybko wyskoczyć z takiej relacji bez większych obrażeń.

Mimo iż często teoretycznie dobrze wiemy, na czym polega opresja, to czasem na swoim podwórku nie potrafimy jej rozpoznać. Dlatego tkwimy w złych związkach, szukamy winy w sobie, a nie w zachowaniu partnera, który stosuje wobec nas przemoc tak sprytnie, że z pozoru trudno mu coś zarzucić.  Jeśli czujemy, że w związku z daną osobą tracimy poczucie własnej wartości, godności, to jest to pierwszy sygnał, że ta relacja nas wyniszcza, zamiast wzmacniać. I nie warto w niej tkwić. Każdy związek przeżywa swoje upadki i wzloty, ważne jest, by kryzysy były rozwijające a nie krzywdzące. Kiedy widzimy, że dzieje się nam krzywda, bierzemy nogi za pas. Bo miłość nigdy nie niszczy, a zawsze tworzy. A skoro dzieje się inaczej to znaczy , że jej  tam nie ma. Będąc w związku nie powinnaś czuć się nieustannie wykończona, jakbyś wciąż płynęła pod prąd. Powinnaś czuć, że twój partner stara się cię zrozumieć, a nie atakować i krytykować. Zasługujesz na to, żeby czuć, że twój partner jest naprawdę partnerem – kimś, z kim idzie się przez życie, a nie kimś przeciwko komu się walczy. Zdrowy związek to nie surwiwalowy obóz,  na którym musisz walczyć o przetrwanie. 

Nie bądź męczennicą. 

poniedziałek, 20 lutego 2023

Aktorzy ze "spalonego teatru"...

 

Boimy się być autentyczni, być sobą, dlatego często zakładamy maski, chowamy się w różnorakich zbrojach i statystujemy a  czasem sięgamy po główne role w "spalonym teatrze" pozorów. Specjalizujemy się w grach interpersonalnych i chyba nie zastanawiamy się jaki będzie koszt tej zabawy... przede wszystkim dla nas samych, że o innych relacjach nie wspomnę. Jak w tym świetnym włoskim filmie pt. "Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie", gdzie nic nie jest pięknie, jak starają się to utrzymać bohaterowie, bo są zdrady, choroby, słabości, ale wszyscy ukrywają to przed sobą, wybierają życie w iluzji. Niestety utrzymywanie iluzji odbywa się kosztem bliskości. A trzeba powiedzieć jasno – nie da się być z kimś blisko pokazując jedynie tę uśmiechniętą, "udaną" i ładną stronę siebie. Taki mechanizm, może prowadzić nawet do stanów depresyjnych, bo oto w prawie żadnej przestrzeni nie funkcjonujemy jako "my prawdziwi ", tylko jako nasza "iluzoryczna persona", maska, osobisty avatar.  Wszystko jest ok, kiedy takie "polukrowane" obrazki sprzedawane innym stanowią jedynie jakąś znikomą część naszego życia, jeśli zaś z nich składa się jego większość, mamy kłopot. Każda idealizacja naszego życia prędzej czy później rozbije się o rzeczywistość – nie ma siły. Im bardziej nadmuchamy swoją "bańkę szczęśliwości", tym bardziej będzie bolało, kiedy pęknie. Droga do spokoju, spełnienia i szczęścia prowadzi bowiem przez zaakceptowanie tego, że jesteśmy jednocześnie i "piękną" i "bestią". Z całą pewnością zdrowsze od idealizowania jest urealnienie. Dostrzeżenie i akceptacja faktu, że jest różnie, że jest i pięknie, i ciężko, że śmieję się i smucę, a czasem też choruję. Są chwilę, kiedy mogę przenosić góry i takie, kiedy doświadczam porażki, ogarnia mnie zniechęcenie, totalne lenistwo, przeżywam traumy, doświadczam smutku czy bólu. 

W przypadku każdej bliższej relacji /chcąc ją mieć oczywiście/ musimy zrobić pewien konieczny krok, do którego potrzeba odwagi.  Krok ten polega na tym by zrezygnować ze zbroi, z idealnego wizerunku na pokaz... i być autentycznym sobą.


piątek, 17 lutego 2023

Z serii - odnaleźć siebie...

 




Ktoś Cię kiedyś bardzo skrzywdził? Ktoś Cię nadużył? Zniszczył, złamał ? Być może doświadczyłaś, że ktoś bez słowa wyjaśnienia zniknął z Twego życia albo porzucił Cię bez ostrzeżenia. Ktoś wykorzystał Cię, czerpiąc garściami z Twoich zasobów i zostawił Cię z pustką i niemogącą zabliźnić się raną w sercu. Być może zaznałaś ogrom bólu, wypłakałaś morze łez, których nikt nie dostrzegł, nie otarł. Zabrakło tego obiecanego i wyczekiwanego przyjacielskiego ramienia. Ktoś nie spełnił składanych Ci obietnic i deklaracji. Zawiódł Cię na całej linii. Oszukał. Na domiar złego, szastał Twoim zaufaniem, wykorzystał naiwną wiarę w dobro i szczerość uczuć. Ktoś może bardzo Cię zawstydził, upokorzył, wpędził w przerażenie, poczucie winy, zwątpienie... zabierając Ci tym samym całą wiarę w siebie. Wiarę w uczciwość, bezinteresowność, autentyczność, swobodę. Jednym słowem sprawił , że od tego czasu słowo "miłość" wydaje Ci się pustym frazesem albo uczuciem o smaku piołunu. Nic dziwnego, że po czymś takim trudno jest się podnieść i nie dziwi też, że wszystko zaczyna "smakować" inaczej, że zmieniło się Twoje podejście do drugiej osoby, Twoje poglądy, odczucia i sens... że jest Ci trudno znowu komuś zaufać. Naiwni mawiają, że czas leczy rany. Ale Ty dobrze wiesz, że to nie prawda...on jedynie do nich przyzwyczaja. Co jest potem ? Cóż czasem totalne wycofanie a czasem rzucanie się w wir kolejnych toksycznych i niepotrzebnych, chwilowych relacji - z innymi, z używkami, z adrenaliną, sarkazmem, samotnością co kto woli. Wir ludzi i zdarzeń, ma pomóc wyprzeć i zapomnieć. Przysłowiowe jedzenie"Chleba" a w zasadzie to zakalców z niejednego pieca ...też się nie sprawdza. Bo dalej wszystko jest jakieś takie jałowe, pozorne, bez smaku. Czas niestety nie uleczył ran. Całkiem możliwe, że na własne życzenie co najwyżej dorobiłaś się jeszcze kilku świeżych. Cóż w tym momencie jedna rana mniej, jedna więcej, nie robi Ci już większej różnicy... bo bolą jednocześnie, można rzec masz kumulację. A co gdy w końcu pojawi się ktoś, kto sprawi, że obudzą się gdzieś tam w Tobie, bardzo głęboko ukryte tęsknoty i pragnienia, którym po doznanych traumach, odebrałaś prawo do ujawniania się, czy wręcz do istnienia? Teraz już nie pójdziesz na żywioł ...o nie!!! Teraz będziesz sprawdzać. Badać. Testować. Nawet nieświadomie, bo przecież wybudowany wokół Ciebie mentalny mur też powstawał nieświadomie. Nie dasz się już tak łatwo. Na Twoje zaufanie trzeba będzie harować. Żonglować dla Ciebie niemożliwym, znosić niepotrzebne, udowadniać. Przebić się przez Twoją pozorną obojętność, nie uwierzyć Twojej równie pozornej niechęci, usłyszeć to, o czym tak zaciekle milczysz. Walczyć. Ciągle walczyć o Ciebie, walczyć do ostatniej kropli chęci, motywacji i siły... Oczywiście nie bierzesz pod uwagę, że nie każdy jest urodzonym żołnierzem. Relacja z drugim człowiekiem to nie ma być poligon z polem minowym. A więc sama rozumiesz , że takie podejście też nie rokuje dobrze.

Cóż więc robić ? Jeśli czas nie uleczy Twoich ran, a jedynie Cię do nich przyzwyczai, to może lepiej byłoby ;

- składać się w końcu z przekonań, a nie tylko z wątpliwości.

- Wybaczyć, a nie rozpamiętywać.

- Zostawić przeszłość tam, gdzie jej miejsce.

- Kochać, a nie oceniać.

- Akceptować, a nie z premedytacją dostosowywać.

- Pokornie spojrzeć w oczy własnemu odbiciu, a nie słać kolejne roszczenia.

- Śmiać się razem, a nie wyśmiewać.

- Budować, a nie oczekiwać i wymagać.

- Otworzyć się, zamiast z góry przegrać z własnym charakterem.

- Otrzepać z kurzu kolana, a nie leniwie na nich wegetować...

Trudności ?


Dobrze jest przypomnieć sobie, że  będąc w związku każdy z nas - i mężczyźni i kobiety - ma do wykonania pracę po swojej stronie.  I to działa w dwie strony. 

Nie wystarczy, że jedna strona się stara...

środa, 15 lutego 2023

Niebezpieczny trend rodem z serialu ...

 


Trudno uwierzyć, że takie mamy są, a jednak...

Migdałowa mama, to termin, który określa kobiety wywierające destrukcyjny wpływ na swoje dzieci, zwłaszcza córki. Podłożem takiego zachowania jest chęć spełnienia własnych pragnień dotyczących dążenia do szczupłej sylwetki. Migdałowa matka to kobieta, która obsesyjnie podchodzi do kwestii związanych z odżywianiem, dbaniem o szczupłą sylwetkę i niski poziom tkanki tłuszczowej. Natręctwo to przelewa na swoje dzieci, na które wywiera ogromną presję. Dieta tych dzieci jest ściśle kontrolowana, bez dyspensy na jakiekolwiek przekąski czy słodycze. Pojęcie "migdałowej mamy" wylansowała społeczność TikToka.  Migdałową mamę rozpoznasz po tym, że kontroluje, co jesz, zwraca uwagę na zmiany w twoim ciele i krzywo patrzy, gdy prosisz o dokładkę. Takie zachowania mogą prowadzić do rozwoju zaburzeń odżywiania i nieprawidłowej relacji z jedzeniem.

Moda na "migdałowe matki" jest związana z filmikami ze starego, amerykańskiego reality show "The Real Housewives of Beverly Hills". W szczególności popularność zyskały fragmenty, na których matka Yolanda Hadid krytykuje dietę swojej córki, modelki Gigi. Na stwierdzenie dziewczyny, że jest jej słabo i zjadła tylko pół migdała, matka radzi jej zjeść dwa migdały i bardzo dobrze je przeżuć. W innym nagraniu pozwala jej tylko ugryźć tortu urodzinowego, bo w Paryżu czy Mediolanie wolą chude dziewczyny. Takie rygorystyczne podejście do diety wykazywało (i wciąż wykazuje) wiele matek. 

To niestety nie jest nic dobrego - mnóstwo nastolatek i młodych kobiet ma przez to poważne problemy zdrowotne...

" Jaka piękna iluzja "

  


-A skoro miłość jest iluzją, to znaczy, że nie istnieje?

 "Skądże" – odpowiada Justyna Dąbrowska psychoterapeutka. 

– "Istnieje, ale jako iluzja. Wchodzi się w nią z radością i nadzieją, a wychodzi z rozczarowaniem, bywa, że ledwie żyjąc. Uczucia okazują się nie tym, za co je bierzemy. Wchodzi się w ten ciemny las, zaczynając od wydeptanej ścieżki – a potem wszystko może się zdarzyć. […] W oszołomieniu potrafimy zapomnieć o samotności, ulegamy złudzeniu, że miłość nas od niej na zawsze ocali. A potem przychodzi odczarowanie".

Przeżywamy te odczarowania, doświadczamy samotności w związku, a mimo to ciągle wierzymy w odwieczny przekaz naszej kultury, że możemy być szczęśliwe tylko wtedy, gdy znajdziemy drugą połówkę jabłka czy pomarańczy. Podobno każda kobieta marzy o ślubnej sukni, bo po ślubie wiadomo: żyli długo i szczęśliwie. I niby wiemy, że tak dzieje się tylko w bajkach, a w życiu bywa różnie, ale nawet niezbyt dobry związek i tak wydaje nam się lepszy niż samotność! 😊

Lubimy się łudzić, naiwnie wierzyć, polegać na kulturowych przekazach, na tym co powiedzą inni, żyć w wiecznym lęku itd. itp. byle samej, samemu nie musieć odczarowywać własnej rzeczywistości, byle nie musieć mierzyć się z prawdą.  I żyjemy dalej w czymś chorym co nazywamy związkiem.  Choć de facto ten nie istnieje. Nie dostrzegamy tego bo albo nie wiemy albo już zapomnieliśmy czym charakteryzuje się zdrowy związek, prawidłowa relacja między dwojgiem ludzi. Miłość czy też to co braliśmy za miłość zamieniło się we współuzależnienie. Wszystko tak się zapętliło, że trudno dostrzec gdzie jest wyjście .  Wolimy więc dalej udawać, grać... w imię rzekomej "miłości",  pozwalamy się ranić, wyniszczać psychicznie i degradować. Karmiąc się złudzeniem , że to się kiedyś zmieni, bo przecież na początku było inaczej, było pięknie... A na koniec zgorzkniali /ona czy on/ oczekują "medalu" za swoją martyrologię i poświęcenie... do siebie zaś wysyłają obezwładniający komunikat "przegrałem, przegrałam  swoje życie".  To bardzo smutna konstatacja... ale czy prawdziwa ? Nie ! Oznacza tylko tyle, że dalej wybierasz użalanie się nad sobą i chcesz tkwić w roli męczennika.  Tymczasem:   Ignorantia legis non excusat (łac. nieznajomość prawa nie jest usprawiedliwieniem) – oznacza, że nikt nie może szukać usprawiedliwienia w nieznajomości prawa. Innymi słowy niewiedza nie usprawiedliwia. Zatem gdy się nie wie, gdy ma się wątpliwości, problemy,  zamiast nic nie robić dobrze jest zasięgnąć porady… 


niedziela, 5 lutego 2023

Pesymistycznie...bo trudno o optymizm

Ludwig Wittgenstein–  Po drugiej wojnie światowej napisał: "Nie jest rzeczą pozbawioną sensu wierzyć, że epoka naukowa i techniczna to początek i koniec ludzkości; że idea wielkiego postępu to zaślepienie, podobnie jak idea skończonego poznania prawdy; że w poznaniu naukowym nie ma nic dobrego ani wartego pragnienia i że ludzkość, która dąży do tego poznania, sama rzuca się w pułapkę". 

Paul Valery w 1936 roku napisał: "Teraz już wiemy, że cywilizacje nasze są śmiertelne. […] Teraz widzimy, iż otchłań historii jest na tyle wielka, że może pomieścić w sobie wszystko. Czujemy, że cywilizacja jest tak samo krucha  –  jak życie. […] Prysło złudzenie europejskiej kultury, a nauka wykazała, że jest bezsilna cośkolwiek uratować; że wiedza została śmiertelnie dotknięta w swej moralnej ambicji i jakby znieważona okrutnymi wynikami zastosowania swoich zdobyczy; że z trudem odnosi zwycięstwo idealizm, że jest on mocno okaleczony i odpowiedzialny za swe marzenia".

Myślę, że współcześnie też mamy wiele powodów by pesymizm zawładnął naszymi umysłami i to bardziej niż kiedykolwiek. Do wspomnienia okropności popełnionych w XX wieku dochodzą nowe zagrożenia: terroryzm, zderzenie cywilizacji, ocieplenie klimatu, wyczerpanie zasobów naturalnych, pandemia, wojna w Ukrainie, nieprzewidziany przez ekspertów kryzys gospodarczy itd. Między szalonymi nadziejami, jakie szerzyły się na Zachodzie w XIX i jeszcze na początku XX wieku a współczesną rzeczywistością  istnieje uderzający kontrast... i pesymizm wzrasta. Wyraźnie widać, że daleko nam do tego złotego wieku, do szczęśliwej ziemi, o której prorokowali filozofowie postępu...

Warte zapamiętania...