piątek, 8 grudnia 2023

Jak to możliwe ...

 

Trudno pojąć, że że w XXI w. w centrum europejskiego kraju dziecko zamarza na ulicy. Dodajmy, że dramat rozgrywał się nie w ciemnnym i nieuczęszczanym zaułku ale w biały dzień, w ruchliwym miejscu przed jednym z lokalnych supermarketów gdzie ciągle kręcą się ludzie. 14-latka siedziała przez kilka godzin na sklepowym parkingu i nikt nie reagował. Dopiero gdy dziecko było już mocno wychłodzone i nieprzytomne, uwagę na nie zwrócił jeden ... dosłownie jeden  z przechodniów. 

Oczywiście po fakcie jak zawsze u nas... wielu pobiegło na miejsce wypadku by zapalić znicz. Tylko komu ten znicz ??? ...pytam .

poniedziałek, 4 grudnia 2023

Z perspektywy czasu ...


 Właśnie przetrawiam wiadomość o śmierci mojego byłego męża. Był moją wielką miłością i jeszcze większym zawodem. Rozstaliśmy się dekady lat temu i choć do dziś uważam , że to była dobra decyzja to jednak ta informacja poruszyła mnie i sprowokowała do napisania kilku słów. Kto przeżył rozpad związku ten wie. Rozstania cholernie bolą, ale chcę powiedzieć, że czasem to najlepsze, co może się nam przytrafić. Tak, dobrze przeczytaliście. Najlepsze co może się przytrafić. Bo czasem tak po prostu jest , że choćbyśmy stawali na rzęsach niczego to nie zmienia i nie ma szans na to by uratować nasz związek. A wtedy pozostaje nam tylko sprawna ewakuacja. Większość ludzi traktuje rozpad związku jak osobistą katastrofę. Ból, żal, poczucie straty itp.  Zrozumiałe. Moja żałoba po rozwodzie trwała długo.  Przeżywanie utraty złudzeń, zawiedzionej miłości i zaufania, podeptanej godności zajęło mi sporo czasu. Stąd wiem, że takie zderzenie się z rzeczywistością, która nagle mówi: "Koniec balu panno Lalu" musi boleć i jest przykre i nic dziwnego, że przeżywamy coś na kształt  "wstrząsu mózgu". Gdy moje emocje nieco opadły, gdy się już trochę uleczyłam ...powoli zaczęłam dostrzegać, że prawdziwy problem to moje uwięzienie się w przekonaniu, że bez tego związku moje życie straciło sens i już nic dobrego mnie nie czeka. Nic bardziej mylnego. Kluczowym była zmiana perspektywy. Zmiana myślenia o tym co mnie spotkało. A więc zamiast traktować rozstanie jako koniec świata, zaczęłam próbować postrzegać je jako swoistą szansę. Szansę na odbudowę i odkrycie siebie, na realizację marzeń, na które nie było miejsca w związku, na zmianę dotychczasowego życia itd.  Bo prawdą jest, że gdy przestajesz się skupiać na stracie, zaczynasz dostrzegać możliwości. Możliwość zmian, rozwoju, nowych relacji, pasji i zainteresowań. To czas, kiedy zaczynasz czuć ulgę, że masz to już za sobą, że możesz w końcu oddychać pełną piersią, robiąc to, co naprawdę chcesz. Możesz zacząć żyć po swojemu.  Nie oszukujmy się - nie każdy jest gotowy na taką zmianę. Ale jeśli jesteś, to wiedz, że rozpad związku może być najlepszą rzeczą, jaka Ci się przydarzy. To nie jest czas na ciągłe łzy, to czas na zadbanie o siebie. Pomyśl o rozstaniu nie jak o końcu, ale jak o początku. Nowy start, to nowe możliwości. To twoja szansa, by napisać kolejny rozdział swojego życia – tym razem z sobą w roli głównej. Polecam... bo sama dałam sobie taką szansę i... nie żałuję. Dziś patrząc na to co uczynił ze swoim życiem mój były mąż czuję ulgę , że w odpowiednim czasie nasze drogi się rozeszły. Dzięki temu ja nie mam poczucia, że zmarnowałam swoje życie, czego on niestety o swoim nie mógłby powiedzieć...

środa, 15 listopada 2023

Rozmyślania przy porannej kawie...

 

"Każdy wędrowiec, choć wybrał swój los i nie zamieniłby go na inny, ma taką chwilę, kiedy przechodząc przez wieś o zmierzchu i widząc przez okno izbę, gdzie rodzina zasiada do stołu w kręgu lampy, odczuwa strach przed przyszłością, żal za przeszłością i niepewność, czy wybrał właściwie. Wtedy chciałby rzucić w szybę kamieniem. Na pozór po to, by zniszczyć obraz, który uważa za głupi i niedorzeczny. A naprawdę po to, żeby dodać sobie odwagi. Nie wie, że jednocześnie ktoś obserwuje go z głębi domu. Ktoś, kto widząc włóczęgę, zazdrości mu wędrówki, bo sam siedzi przez całe życie w tej samej izbie, ciepłej i przytulnej, ale za to w bezruchu i nudzie. I ten ktoś ma ochotę wyjść przed dom i rzucić w wędrowca kamieniem" – pisał Sławomir Mrożek. 

Natura ludzka jest ciemna i pełna sprzeczności. Zaskakującym jest z jaką determinacją potrafimy się trzymać nieszczęść a jednocześnie z jakąż  łatwością przychodzi nam odrzucenie szczęścia znajdującego się w zasięgu ręki. Można mieć wrażenie, że nic się nam nie podoba bardziej niż to, cośmy utracili. Tęsknimy za tym, co nam odebrano, co straciliśmy, czego nie zrobiliśmy itd. Kurczowo trzymamy się przeszłości, taplamy się w niej z lubością i nie pozwalamy jej minąć. Tym samym marnując bezproduktywnie swój czas, energię, potencjał. A przecież można by efektywnie wykorzystać cały swój potencjał i kreować swoje teraźniejsze życie. To życie , które właśnie się dzieje. Jakże często nie doceniamy, jesteśmy zbyt niesprawiedliwi względem tego, co już mamy, co nam pozostało... nie potrafimy cieszyć się tym co jest. Kreatywnie żyć tu i teraz.  Pewnie dlatego też, gdy życie boli, gdy nie idzie po naszej myśli to, tak łatwo nabieramy przekonania, że nawet "trawa u sąsiada jest bardziej zielona" a inni mają lepiej i są szczęśliwsi itp.  Czasem łatwiej nam być poszkodowanym przez los, być czyjąś ofiarą niż spojrzeć prawdzie w oczy, niż  zmierzyć się z problemem, przyjrzeć się dostępnym rozwiązaniom. Wolimy nie szukać odpowiedzi na pytania przed którymi stawia nas  życie. Szukanie rozwiązań, branie odpowiedzialność za własne wybory wymaga odwagi... a nami najczęściej kieruje lęk i pewnie dlatego dla wielu to takie trudne. Tymczasem wszystko, co robimy, opiera się na wyborach. Nasz los rysujemy sobie sami. Mamy wolną wolę i codziennie możemy dokonywać wyborów. Nie jesteśmy jednak wolni od konsekwencji naszych decyzji. Zatem...przyjęcie odpowiedzialności za własne życie to też kwestia naszego wyboru.   Człowiek często jest wystawiany na próbę - musi dokonać odpowiedniego wyboru, ale przypomnę starą prawdę, że wybory idealne nie istnieją. Paradoks wyboru polega na tym, że gdy ludzie nie mają wyboru, życie jest niemal nie do zniesienia ale gdy mają zbyt wiele możliwości są oszołomieni możliwościami i też czują się gorzej.  Jak widać, jakby nie było ze wszystkiego potrafimy zrobić problem. Przewrotność naszej natury każe nam zawsze tęsknić...tęsknić akurat za tym czego w danej chwili nie mamy. Co w konsekwencji odbiera nam zadowolenie z tego co jest. Najczęściej myślimy więc : MOGŁO BY BYĆ LEPIEJ albo INACZEJ.  Jakby zupełnie zapominając o tym, że równie dobrze MOGŁOBY PRZECIEŻ BYĆ ZNACZNIE GORZEJ... 

wtorek, 14 listopada 2023

Bycie zbyt... nie popłaca.


 Bycie życzliwym i kochającym człowiekiem to cecha godna podziwu, ale granica pomiędzy byciem życzliwym człowiekiem a byciem nadmiernie przychylnym jest cienka. Często możemy wpaść w pułapkę bycia "zbyt miłymi", "zbyt życzliwymi", zbyt dobrymi", "zbyt kochającymi",  co może mieć negatywne konsekwencje dla naszego życia i relacji. Jak mawia ludowe porzekadło "Co za dużo to niezdrowo", żadne przegięcie nie jest dobre. Bycie miłym i życzliwym to cecha godna podziwu, ale ważne jest, aby znaleźć równowagę, aby uniknąć nadmiernej życzliwości, która może zaszkodzić naszym relacjom i naszemu dobremu samopoczuciu. Albowiem, bycie zbyt miłym może prowadzić do tłumienia naszej autentyczności i autonomii. Kiedy nieustannie martwimy się o zadowolenie innych, możemy stracić z oczu to kim jesteśmy i czego tak naprawdę chcemy. Może to prowadzić do frustracji, urazy i poczucia wewnętrznej pustki. Bo przecież, jeżeli zawsze przedkładamy potrzeby i pragnienia innych nad własne, czy wręcz rezygnujemy z nich, możemy zacząć mieć poczucie, że nasze własne potrzeby nie są ważne. A to podważa naszą samoocenę i poczucie własnej wartości. Bycie zbyt miłym może skutkować powierzchownymi relacjami. Bo, kiedy nie wyrażamy naszych prawdziwych opinii i uczuć, relacje stają się powierzchowne i pozbawione głębi. Prawdziwy rozwój czy połączenie w związkach ma miejsce wtedy, gdy potrafimy być otwarci i szczerzy. Tymczasem nadmierna nasza przychylność zamiast motywować innych do odwzajemnienia jej ... niestety często skłania ich do odkrywania naszych ograniczeń. Bowiem oni wyczuwają naszą chęć sprawiania im przyjemności a to skłania ich niejednokrotnie do wykorzystywania nas, a nawet wyzysku i manipulacji nami. Ważne jest więc, aby wyznaczać zdrowe granice i je utrzymywać. Zdrowe relacje opierają się na wzajemnym szacunku. Bycie zbyt miłym i uległym może podważyć szacunek innych ludzi wobec nas, gdy sami nie szanujemy siebie. Cóż nie stawianie granic, rezygnowanie ze swoich potrzeb, pragnień, zdania, uzależnianie się od ocen i potrzeb innych, rezygnacja z siebie itd. itp. To nic innego jak właśnie brak szacunku do siebie samego. Postępując tak ze sobą,  sami wysyłamy sygnał do innych , że można nas nie szanować. Dajemy przyzwolenie na wykorzystywanie nas, na brak szacunku, na manipulowanie nami. Dlatego, znalezienie równowagi między byciem życzliwym a stanowczością jest niezbędne do utrzymania szacunku w naszych relacjach.  Wyrażając swoje opinie, wyznaczając granice i dbając o siebie, możemy utrzymywać zdrowsze i bardziej satysfakcjonujące relacje. Znalezienie równowagi między byciem życzliwym a asertywnym to ciągła podróż, która pozwala nam rozwijać się jako jednostce i poprawiać nasze relacje międzyludzkie. Unikanie nadmiernej przychylności oznacza, że potrafimy jasno i z szacunkiem komunikować swoje myśli, uczucia i potrzeby. Pozwala to na wzajemne zrozumienie i konstruktywne rozwiązywanie konfliktów. Pamiętaj, że nie bycie zbyt miłym...to  jest forma dbania o siebie. Dbanie o siebie i własne potrzeby jest podstawą zdrowia psychicznego i emocjonalnego. Zachowanie równowagi między pomaganiem innym a pomaganiem sobie jest niezbędne dla osobistego, dobrego samopoczucia... 

sobota, 11 listopada 2023

Trzeba jedno zamknąć, by otworzyć drugie...

 


W pewnym wieku człowiek zaczyna rozumieć, że w jego życiu pojawili się ludzie, których już nie będzie.
Że są etapy, które były piękne w swoim czasie, ale już się nie powtórzą.
Że życie składa się z cykli, które trwają dokładnie tyle ile mają trwać, żeby nas czegoś nauczyć.
Czas jest lekcją i nic nie dzieje się bez przypadku.
Niektóre rozdziały naszego życia należy zamknąć ... aby móc otworzyć nowe drzwi... drzwi do nowej przyszłości ...

piątek, 3 listopada 2023

A ja mam psa... przyniosłam go z podwórka

 

                Fot. własne

W moim domu zwierzęta były od zawsze . Jako dziecko mieszkające na wsi miałam kontakt z różnymi zwierzętami i nauczono mnie jak należy je karmić, jak się z nimi obchodzić, jak je traktować. Wpojono mi szacunek i miłość do nich. Podkreślam to dlatego, że w tamtych czasach i do tego na wsi to nie było takie oczywiste... powszechny stosunek do zwierząt był zgoła inny niż dzisiaj. Zwierzę przedstawiało wartość tylko jeśli dawało właścicielowi jakąś korzyść. A i to nie było to równoważne z dobrym traktowaniem stworzeń.  Pies czy kot w domu ? To jakaś fanaberia. Pies był od pilnowania obejścia a więc podwórko, łańcuch i rozpadająca się na ogół buda to było jego środowisko. Kot był od łapania myszy a nie od wylegiwania się na kanapie. Na szczęście od tamtego czasu świadomość ludzi, ich mentalność w tej sprawie uległa zmianie... nie jest może jeszcze idealnie ale jest znacznie lepiej niż było kiedyś. Obcując od dziecka ze zwierzętami siłą rzeczy wyrosłam na zwierzoluba. A gdy założyłam rodzinę zaszczepiłam tę zwierzolubność oraz wrażliwość na krzywdę zwierząt moim dzieciom. Dziś każdy z nich ma swoją rodzinę i dzieci ... i każdy z nich ma w domu psa a nawet  dwupak psa i kota. U jednego z nich pojawiły się też owce kameruńskie jako żywe eco kosiarki. Jak więc widać zwierzolubność przekazywana jest kolejnemu pokoleniu. I to mnie cieszy. Sama też mam psa ...taki mój los ktoś wywala a ja przygarniam. Wszystkie moje psy /a było ich na przestrzeni lat sporo/, łącznie z tym na powyższej fotce były albo znalezione na ulicy albo z psiego sierocińca.  Były rasowe i mniej rasowe, wielkie, średnie i małe ale wszystkie były kochane i wiele wnosiły w nasze życie... mogłabym o każdym z nich opowiadać godzinami bo każdy z nich to inna psia osobowość i charakter. Posiadanie psa niesie za sobą wiele korzyści i wnosi do naszego życia energię, radość, nieograniczone pokłady miłości, niezastąpione towarzystwo każdego dnia a także zdrową porcję ruchu. Chcesz, nie chcesz - nie ważne, twój pies patrzy ci głęboko i wyczekująco w oczy...  no i nie masz wyjścia, musisz iść z nim na spacer. No i ... jeszcze jedno, nikt się nigdy tak bardzo nie cieszy z twojego powrotu do domu jak twój pies 😊  Doceniłam to najbardziej gdy zostałam sama w pustym gnieździe 😊

środa, 1 listopada 2023

Wstaje dzień...

 

foto własne

1 Listopada ... Wszystkich Świętych, ale też i Dzień Urodzin... mojego najmłodszego syna. 🚶  A więc można rzec takie dwa w jednym.  Narodziny i śmierć takie dwie rzeczy absolutnie bezdyskusyjne, niepodważalne, które stanowią rdzenny fragment każdej egzystencji. 


poniedziałek, 30 października 2023

Tak przy okazji...

 


Nikt nie chce umrzeć. Nawet ludzie, którzy chcą iść do nieba, nie chcą umrzeć, aby się tam dostać. A jednak śmierć jest celem, do którego wszyscy się zbliżamy. Nikt nigdy z tego nie uciekł. I tak powinno pozostać, ponieważ Śmierć jest prawdopodobnie największym wynalazkiem Życia. To jest Życiowy Agent Zmiany. Odchodzi to co stare by zrobić drogę dla tego co nowe. W tej chwili nowym jesteście wy młodzi, ale któregoś dnia, nie za długo, stopniowo staniecie się starzy i nie będzie drogi ucieczki. Śmierć jest miejscem, które wszyscy dzielimy, nikt nigdy jej nie uniknął. Pamiętanie, że umrzesz, jest najlepszym sposobem, jaki znam, aby uniknąć pułapki myślenia, że masz coś do stracenia. Już jesteś nagi. Nie ma więc powodu, dla którego nie powinieneś żyć tak, jak nakazuje ci serce...

środa, 25 października 2023

Jesień ... przewrotna i kłamliwa pani.

 

 Jesień, to przewrotna i kłamliwa pani, która początkowo przytula ciepłem, mami kolorami , swymi darami, sypie złotem bez umiaru i rozbudza płonne nadzieje. Stara się jak może by przypodobać się nam ludziom, uśpić naszą czujność i złagodzić  naszą niechęć do przemijania.  Tymczasem...liście po prostu więdną, zmieniają kolory i w końcu opadają, niespodziewanie znika gdzieś ciepło i pojawia się przejmujący chłodem oddech prawdziwej jesieni... Wtedy niestety nie pozostaje już nic innego jak tylko pogodzić się z faktami. Niech więc opadają liście, niech pnie staną gołe, uzbrojone już tylko w twardą korę i drapieżnie wystawione gałęzie. Niech umiera to, co umrzeć musi. Jesień to czas umierania. Jak pisze Clarissa Pincola Estés w "Biegnącej z wilkami", trzeba najpierw pogodzić się ze śmiercią tego, co umrzeć musi, by narodziło się coś nowego. Ja sama w sobie przeżywam jesień czy "jestem jesienią…/ Widzę, że przemijam", jak ujmuje to Pawlikowska-Jasnorzewska. Moje zwiędłe liście opadają. Przynosi to ulgę, ale też pojawia się i pustka, i ból, i żałoba, bo tracę, bo opadają części mnie. Czy chcę być już tylko pniem? Jest jesień – niech odchodzi, co ma odejść. Zasnę zimą, by obudzić się na wiosnę, z zielonymi pąkami na gałęziach. Taką przynajmniej mam nadzieję 😊

Cóż czas jest kolisty tylko w mitach...w potocznej wyobraźni nic się nie zmieniło – poruszamy się od chwili naszych narodzin po linii aż do śmierci, za którą już nie ma nic (przynajmniej nie na tym świecie). Co by się stało jednak, gdyby te wizje połączyć? Gdybyśmy linię naszego życia postrzegali jako drut sprężyny ułożonej w linii poziomej? Drut wykonuje ruch kolisty, ale ostatecznie posuwamy się do przodu, jak na linii. Weszlibyśmy tym samym w porządek ciągłego umierania i rodzenia się na nowo, a dzięki temu procesowi następowałby nasz rozwój, zmienialibyśmy się i szli wciąż do przodu. Drzewa co roku obradzają w liście, kwiaty, owoce, które w końcu dojrzewają i opadają, pozostawiając je nagimi. A wtedy drzewa zasypiają by ponownie obudzić się z wiosną, i ponownie obrodzić... i tak w kółko – a tymczasem… ilość słoi w pniu przybywa. 

Chciałabym więc na ich podobieństwo i na przekór rzeczywistości móc ciągle umierać i ciągle się odradzać na nowo.  

Cóż tak czy inaczej ...Niech dzieje się życie...


niedziela, 15 października 2023

Tak se o przyjaźni...

 

pod warunkiem, że uda ci się znaleźć tych prawdziwych ...

Brak przyjaciół powoduje, że czujemy się samotni. Kiedyś myślałam, że mam dużo przyjaciół. Obdarzałam ich troską, szacunkiem i zaufaniem i... jak nie trudno się domyślić bardzo się zawiodłam. Doświadczyłam fałszu ,dwulicowości, zdrad i szargania mojego dobrego imienia. Ludzie, których traktowałam serio, jak rodzinę, srogo mnie zawiedli i bardzo zranili. Niestety w moim przypadku z "przyjaciółmi" zawsze powtarzał się ten sam schemat, ja byłam dawcą, oni biorcami.  A życie.. cóż, pokazało wielokrotnie, że w trudnych życiowych sytuacjach rzadko kiedy pomoc przychodziła do mnie ze strony tzw. przyjaciół, natomiast najczęściej pojawiała się ze strony ludzi, których właściwie prawie nie znałam.  W końcu przyszła pora na refleksje i wnioski. Rozluźniłam więc lub w niektórych przypadkach wręcz całkowicie zerwałam relacje. I po dzień dzisiejszy dobrze mi z tym. Dziś już nie szafuję pojęciem "przyjaźń". Owszem zawsze znajdę na nią miejsce w swoim życiu, ale póki co uważam, że w okół mnie pojawiają się i są "przyjaźnie nastawieni" do mnie ludzie, ale nikogo z nich nie mogę z czystym sercem nazwać przyjacielem i sama też przestałam aspirować do tytułu "Przyjaciel Roku". Chcę przez to powiedzieć, że akceptuję ludzi takimi jakimi są, nie oczekuję już od innych niczego ponad to co sami z siebie chcą i mogą zaoferować drugiemu człowiekowi... dzięki takiemu podejściu unikam rozczarowań, nawet wtedy gdy w trudnych chwilach zawodzą czy niepostrzeżenie znikają. W ten sposób oszczędzam sobie wielu zbędnych frustracji. Brak zewnętrznych przyjaciół to żaden dramat... zrozumiałam, że o wiele ważniejszym jest by zaprzyjaźnić się z samą sobą, odnaleźć siebie.  Im więcej masz życzliwości dla siebie tym życzliwiej odbierasz innych.  To odkrycie pchnęło mnie w kierunku rozwoju osobistego, zajęłam się sama sobą, rodziną i tym co kocham. Brak przyjaciół był problemem na początkowym etapie samotności, ale musiałam nauczyć się z tym żyć i z czasem zaczęło mi to wychodzić na dobre. Przyjęłam do wiadomości, że jestem zdana sama na siebie, że muszę sobie z tym radzić, że wreszcie powinnam zaufać sobie. A to w konsekwencji tylko podniosło moje poczucie wartości, moją pewność siebie, poczucie bezpieczeństwa i własnej sprawczości jak też poprawiło moją samoocenę. Samotność powoduje, że nie masz głosu z  zewnątrz, który trafia w punkt i jest jak w porę rzucone koło ratunkowe... Nie ma nikogo, kto sprawi, że podniesiesz się na duchu, uzyskasz spokój, poczucie bezpieczeństwa, przekonanie , że podjęłaś dobrą decyzję itp. Brak głosu z zewnątrz to konieczność pozostania samej ze sobą a to w konsekwencji generuje kolejną konieczność -  znalezienia siły i oparcia w sobie samej. Gdy mi się to udało poczułam, że wskoczyłam na wyższy level samoświadomości, że teraz mogę więcej, że mogę iść dalej i zmagać się z życiem bez obawy, że nie dam sobie rady. Czy brak przyjaciół to coś złego? Odpowiedź jest prosta - lepsza bywa samotność, niż obecność w naszym życiu osób, które na miano przyjaciela nie zasługują... 

Ps.

Nie wyciągajcie pochopnych wniosków ... nie posiadanie tzw. przyjaciół nie oznacza wcale, że żyję w izolacji, że nie ma wokół mnie ludzi i że ich nie lubię.  Tak nie jest 😊

Jak to możliwe ...

  Trudno pojąć, że że w XXI w. w centrum europejskiego kraju dziecko zamarza na ulicy. Dodajmy, że dramat rozgrywał się nie w ciemnnym i nie...