pod warunkiem, że uda ci się znaleźć tych prawdziwych ...Brak przyjaciół powoduje, że czujemy się samotni. Kiedyś myślałam, że mam dużo przyjaciół. Obdarzałam ich troską, szacunkiem i zaufaniem i... jak nie trudno się domyślić bardzo się zawiodłam. Doświadczyłam fałszu ,dwulicowości, zdrad i szargania mojego dobrego imienia. Ludzie, których traktowałam serio, jak rodzinę, srogo mnie zawiedli i bardzo zranili. Niestety w moim przypadku z "przyjaciółmi" zawsze powtarzał się ten sam schemat, ja byłam dawcą, oni biorcami. A życie.. cóż, pokazało wielokrotnie, że w trudnych życiowych sytuacjach rzadko kiedy pomoc przychodziła do mnie ze strony tzw. przyjaciół, natomiast najczęściej pojawiała się ze strony ludzi, których właściwie prawie nie znałam. W końcu przyszła pora na refleksje i wnioski. Rozluźniłam więc lub w niektórych przypadkach wręcz całkowicie zerwałam relacje. I po dzień dzisiejszy dobrze mi z tym. Dziś już nie szafuję pojęciem "przyjaźń". Owszem zawsze znajdę na nią miejsce w swoim życiu, ale póki co uważam, że w okół mnie pojawiają się i są "przyjaźnie nastawieni" do mnie ludzie, ale nikogo z nich nie mogę z czystym sercem nazwać przyjacielem i sama też przestałam aspirować do tytułu "Przyjaciel Roku". Chcę przez to powiedzieć, że akceptuję ludzi takimi jakimi są, nie oczekuję już od innych niczego ponad to co sami z siebie chcą i mogą zaoferować drugiemu człowiekowi... dzięki takiemu podejściu unikam rozczarowań, nawet wtedy gdy w trudnych chwilach zawodzą czy niepostrzeżenie znikają. W ten sposób oszczędzam sobie wielu zbędnych frustracji. Brak zewnętrznych przyjaciół to żaden dramat... zrozumiałam, że o wiele ważniejszym jest by zaprzyjaźnić się z samą sobą, odnaleźć siebie. Im więcej masz życzliwości dla siebie tym życzliwiej odbierasz innych. To odkrycie pchnęło mnie w kierunku rozwoju osobistego, zajęłam się sama sobą, rodziną i tym co kocham. Brak przyjaciół był problemem na początkowym etapie samotności, ale musiałam nauczyć się z tym żyć i z czasem zaczęło mi to wychodzić na dobre. Przyjęłam do wiadomości, że jestem zdana sama na siebie, że muszę sobie z tym radzić, że wreszcie powinnam zaufać sobie. A to w konsekwencji tylko podniosło moje poczucie wartości, moją pewność siebie, poczucie bezpieczeństwa i własnej sprawczości jak też poprawiło moją samoocenę. Samotność powoduje, że nie masz głosu z zewnątrz, który trafia w punkt i jest jak w porę rzucone koło ratunkowe... Nie ma nikogo, kto sprawi, że podniesiesz się na duchu, uzyskasz spokój, poczucie bezpieczeństwa, przekonanie , że podjęłaś dobrą decyzję itp. Brak głosu z zewnątrz to konieczność pozostania samej ze sobą a to w konsekwencji generuje kolejną konieczność - znalezienia siły i oparcia w sobie samej. Gdy mi się to udało poczułam, że wskoczyłam na wyższy level samoświadomości, że teraz mogę więcej, że mogę iść dalej i zmagać się z życiem bez obawy, że nie dam sobie rady. Czy brak przyjaciół to coś złego? Odpowiedź jest prosta - lepsza bywa samotność, niż obecność w naszym życiu osób, które na miano przyjaciela nie zasługują...
Ps.
Nie wyciągajcie pochopnych wniosków ... nie posiadanie tzw. przyjaciół nie oznacza wcale, że żyję w izolacji, że nie ma wokół mnie ludzi i że ich nie lubię. Tak nie jest 😊