środa, 29 czerwca 2022

Ober Stradam...

 


Stradomia to wieś w powiecie oleśnickim /Dolny Śląsk/
Stradomia /dawniej Ober Stradam/ - to nazwa dzierżawcza, która wywodzi się od nazwy osobowej Stradom, pochodzącej od czasownika stradać ,'tracić ' ... Niestety nazwa odzwierciedla rzeczywistość.
Niegdyś piękny, wybudowany w pierwszej połowie XVIII wieku pałac i przylegający doń park krajobrazowy o pow. 3,13 ha oraz piękny staw rybny niestety czasy świetności mają już za sobą . Pałacowi udało się przetrwać PRL - zapewne dlatego , że był siedzibą dyrekcji Kombinatu PGR . Był wizytówką więc o niego dbano. Niestety gdy rozpadły się PGR -y sprzedano pałac osobie prywatnej. W 1999 r w zabytku wybuchł pożar, w wyniku którego zniszczony został dach. Porzucony pałac zmieniał właścicieli - ale w najmniejszym stopniu nie zmieniał swojej kondycji i stał się kompletną ruiną.
Pozostałą resztę, której nie dał rady zniszczyć człowiek pożera przyroda...


A to dla porównania ten sam obiekt , ale w czasach swojej świetności ...

Pasieka ...

 


Z pasji i zaangażowania powstają takie cudeńka jak ta bajkowa ale dodajmy pełna życia pasieka. 

niedziela, 26 czerwca 2022

Paskoza, testoza, dyplomoza, certyfikatoza ...

 

 W szkołach liczy się cyfra, nie uczeń i jego pasja! Od lat czuję wewnętrzną niezgodę na taką sytuację. Polityka selekcji i podziału na lepszych i gorszych w polskiej szkole trwa w najlepsze. Właśnie oddzwoniono zakończenie roku szkolnego a na Facebooku jak co roku wysyp świadectw z paskiem. Oszalałe, ze szczęścia, rozrywane dumą mamusie chwalą się, że ich pociechy dały radę w wyścigu szczurów, zdobyły upragnione trofeum... i są najlepsze. Same mamusie pewnie też czują się wybitnymi matkami z paskiem. Walkę o świadectwa z paskiem pamięta chyba wielu z nas. Potem zakończenie roku i uroczyste wręczanie świadectwa najlepszym i to uczucie, że jednak zaliczam się do tych gorszych, do bezpaskowców, rodzice znowu powiedzą - "nie postarałeś się" a przecież to nieprawda. Każdy ma w sobie talent, tylko nie każdy ma warunki do jego rozwoju. W szkole niestety na ogół nie ma miejsca dla uczniów czwórkowych, trójkowych, tych, którzy być może jeszcze poszukują siebie, odkrywają różne pasje  i też się starają. Część z nich dochodzi do wniosku, że chcą być w przyszłości np.: przedsiębiorcami, trenerami jogi, pisarzami, muzykami, podróżnikami. Obowiązujący system nie pochwala tego i nie pozwala na wolność, twórczość, raczej zmusza do posłuszeństwa. Tylko z paskiem masz wartość i większe możliwości. Tylko wysokie oceny gwarantują ci bycie najlepszym. Z czasem do części osób, która usilnie walczyła o świadectwo z paskiem, aby zadowolić rodziców, nie siebie, przychodzi smutna refleksja o straconym czasie i szansie: "Trzeba było rozwijać się w konkretnych dziedzinach, skupić się na nich i dzisiaj robić to, co kocham". "Walczyłam o piątki, ale robiłam to dla mojej mamy, nie dla siebie". Nasi uczniowie zamiast podążać za swoimi pasjami, podążają za świadectwem z biało - czerwonym paskiem. Dzieciom nie zależy na wiedzy, lecz na ocenie.  A same oceny nie są wcale dobrym rozwiązaniem. Ich jedyną zaletą jest to, że dają one uczniowi i rodzicowi jakąś informację zwrotną. Dodajmy,że ocena to subiektywna opinia nauczyciela, który próbuje powiedzieć coś na temat wiedzy dziecka. Tak więc ilu nauczycieli tyle punktów widzenia. Jednak stopniowanie i nagradzanie uczniów prowadzi do tego, że wśród dzieci w klasie zaczyna się walka o to, kto będzie lepszy, kto uzyska lepszą średnią. Jest to propagowanie ucznia, który dobry jest ze wszystkich przedmiotów. Czy jest to możliwe, aby dziecko było alfą i omegą wszechstronnie uzdolnioną i miało bardzo dobre i celujące oceny z wszystkich przedmiotów? A gdzie tu krzywa Gausa, która mniej więcej obrazuje rzeczywistość: 20 proc. populacji – uczniowie słabi, 60 procent – średni, 20 procent bardzo dobrzy. Oczywiście świadectwo z paskiem jest jedynie małą częścią kulawego systemu, tak niedopracowaną jak sposób oceniania czy podstawy programowe, ale to już by wymagało szerokiej rozprawy.  Skupiam się więc tylko na świadectwach z paskiem.  System edukacji promuje uczniów z wysokimi ocenami - wielu z nich niestety nie wewnętrzna potrzeba, lecz pasek /nagroda/ mobilizuje do nauki, co samo w sobie jest porażką. A przecież bycie najlepszym nie jest tożsame z posiadaniem najlepszych ocen. Za tym równolegle powinien iść proces budowania dojrzałej osobowości, więzi społecznych, rozwoju emocjonalnego, rozwoju poczucia przynależności, wspólnotowości, szacunku do innych, a nie traktowania innych jak potencjalnych konkurentów lub wrogów.  Ucznia nie definiuje piątka czy szóstka, bo uczeń nie jest oceną. Ludzi określa świadomość tego, kim są czy chcą być. Nie jest ważne, ile laików dostaną i jaką ocenę w szkole. Nie możemy uzależniać oceny siebie, od tego, jak widzą nas inni. Możemy być dumni sami z siebie, rozwijając się, będąc twórczymi, akceptując ludzi. Przy takiej koncentracji na biało-czerwonym pasku, który staje się wartością samą w sobie, istnieje zagrożenie, że być może wykształcimy potencjalnych noblistów, którzy jednak nie wykorzystają tego potencjału intelektualnego, bo zwyczajnie zabraknie im umiejętności społecznych...

niedziela, 19 czerwca 2022

Dziecko to człowiek, nie "projekt"

 Dziecko to skarb, coraz częściej – bardzo dosłowny. Żywa inwestycja rodziców, którzy pamiętając własne siermiężne dzieciństwo i trudy dorabiania się w dorosłym życiu, dziś chcą, żeby ich potomek miał lepiej i łatwiej. Chcą by zrobił karierę. Rodzice powodowani jak najlepszymi chęciami od najmłodszych lat starannie programują dzieciom szklarnianą przyszłość, w której jest czas i na elitarne zajęcia sportowe, i na naukę języków obcych, i na egzotyczne podróże, ale brak go na beztroskę i na przypadek. W panującym obecnie dzieciocentryzmie łatwo o zgubną w skutkach taktykę. Dziecko wychowywane do sukcesu to klejnot w koronie rodziców, dumnych z jego kolejnych osiągnięć. Ale w przyszłości taki "skarb" może okazać się także kaleką społeczną. Poznajmy dwudziestoparoletniego Karola, który spełnił wszystkie wymagania stawiane mu przez rodziców. Dostał się na prestiżową uczelnię, zaliczył po drodze wszystkie możliwe kursy i zajęcia pozalekcyjne, na które rodzice nie szczędzili kasy. Językowe, sportowe a nawet muzyczne. Niestety nasz Karol nie ma zbyt wielu kolegów, bo trudno mu było nawiązać solidne znajomości zaiwaniając z jednych zajęć na drugie, ale w zamian za to poświęcenie jego życiowa kariera stoi przed nim otworem. Właśnie wpisuje do swojego c.v. kolejny ukończony wolontariacki staż.  Teraz siedzi nad Odrą czy Wisłą /nie ważne/ i jara blanta. Ma na sobie spoko ciuchy, w kieszeni najnowszy , najlepszy z najlepszych telefon. Cała rodzina ma go za przebojowego fajtera, który swoim zapałem i życiowym fuksem jest w stanie przenosić góry. No bo przecież z perspektywy rodziców trudno sobie wyobrazić lepszy początek skazanego na sukces życia. Tymczasem Karolowi po wypaleniu trawki wcale nie poprawia się humor, jest coraz bardziej zniechęcony do jakiejkolwiek aktywności. Obniżony nastrój, brak zainteresowania światem zewnętrznym staje się jego nieodłącznym towarzyszem. Myśli w jego głowie nie krążą wokół świetlanej przyszłości , bo coraz częściej pojawia się w nich motyw odebrania sobie życia... co wreszcie mogło by zakończyć ten z roku na rok powiększający się koszmar braku poczucia sensu. Jak to możliwe - nie może się nadziwić pochylający się nad Karolem  zestaw rodzinny sparciałych boomerów. Przecież ten niewdzięczny smarkacz ma wszystko, czego my nie mieliśmy , więc czemu do jasnej cholery nie jest szczęśliwy?  Czemu nie całuje nas po rękach za tak piękne życie, które mu zmontowaliśmy kosztem naszych wyrzeczeń. A może by tak wysłać gówniarza na dwa miesiące na zbieranie ogórków pod Monachium, żeby się opamiętał i docenił ?  No cóż to uczucie pustki, braku sensu, radości z osiągniętego sukcesu takich "Karolów i Karolinek" jest pokłosiem wywieranej na nich silnej presji rodziców inwestujących w rozwój i wychowanie dzieci duży kapitał. Zarówno finansowy jak i ten złożony z oczekiwań. W ten sposób dzieciaki są przyzwyczajane do nieustającej presji zapewnienia sobie życiowego sukcesu, który jest dla nich definiowany przez rodziców w myśl idei "żeby mieć lepsze życie niż my mieliśmy, musisz skorzystać z szansy, którą ci tworzymy".  W efekcie odbywa się to często kosztem beztroski dzieciństwa, kosztem przyjacielskich relacji z rówieśnikami, czy własnych zainteresowań potomka.  Dzieciaki te realizują narzucone im cele stając się powodem do rodzicielskiej dumy i przechwałek przed znajomymi. Z perspektywy rodzica wszystko wydaje się ok - system działa, jest sukces, można odfajkować kolejne zwycięstwo i mieć poczucie dobrze wypełnionego rodzicielskiego obowiązku. Czy aby na pewno ? Zmieniając jednak perspektywę i zaglądając do głowy naszych domniemanych zwycięzców można się srodze zdziwić.  Bo tam niestety widać, że już tak radośnie i wesoło nie jest. Powiedzmy sobie szczerze nadmierne wymagania rodziców, realizowanie ich aspiracji często generują późniejsze problemy psychiczne ich osobistych dzieci...


niedziela, 12 czerwca 2022

Niedzielna dywagacja...

 


Przywykliśmy uważać, że mądrość przychodzi z wiekiem.  Życie weryfikuje jednak taki punkt widzenia i skłania ku tezie, że mądrość nie zawsze przychodzi z wiekiem. Przeważnie przychodzą tylko zmarszczki i zła przemiana materii. Czasem niestety wiek przychodzi sam... 

piątek, 10 czerwca 2022

Życie na pokaz, czyli o oszukiwaniu samego siebie

 
O zdradach w różnych kontekstach mówi się wiele i często, natomiast mało się mówi o zdradzie wobec samego siebie. A przecież opuszczenie samej siebie i oszukiwanie samej siebie, wreszcie życie na pokaz to właśnie są objawy tejże zdrady. Zdradzasz sama siebie lub sam siebie, kiedy twoje decyzje, życiowe wybory podyktowane są emocjami, lękami, pozornymi korzyściami, kiedy nie wypływają z twego serca, z prawdziwego kontaktu ze sobą, a z rachującego, lękliwego umysłu, z chęci zadowolenia innych, z obawy przed utratą ich miłości i aprobaty lub strachu przed tym co powiedzą. Takie działania i decyzje, wbrew sobie samemu/samej, przynoszą w rezultacie cierpienie, poczucie niespełnienia, niezadowolenia z własnego życia. Co w konsekwencji odbiera ci radość istnienia. Dla przykładu, dzieje się to wtedy, kiedy wiążesz się z mężczyzną z lęku przed samotnością, mimo, że twoje ciało krzyczy, że to nie on i mimo złych przeczuć, i znaków, i intuicji, wchodzisz w to, angażujesz się i dostajesz w tyłek. Albo już jakiś czas jesteś w krzywdzącym, toksycznym związku z kimkolwiek, lub dla odmiany ze strachu przed ponownym skrzywdzeniem rezygnujesz w ogóle z bycia w męsko-damskiej relacji i skazujesz się na samotność, z którą wcale nie jest ci dobrze. Albo rezygnujesz z relacji z innymi ludźmi bo przecież oni mogą być źli i fałszywi, mogą cię zawieść. Zakładasz więc maskę zadowolenia, okłamujesz sama siebie, tworzysz iluzje, udając przed sobą i przed całym światem, że jest ok ... tkwisz w znienawidzonej pracy, z lęku przed zmianą, bo nie wiesz, czy trafi się lepsza. Głodzisz swoje ciało by być piękną, maltretujesz je ćwiczeniami ponad siły by dorównać innym sprawnością itp. itd. Będąc w każdej z tych sytuacji znajdujesz " rozsądne " wytłumaczenie, usprawiedliwienie, by nadal w niej trwać. Tylko w tych wyborach nie ma prawdziwej ciebie, ponieważ nie uszanowałaś siebie, zaprzedałaś swoją wolność, za korzyści finansowe, za ochłapy miłości, za to, że inni są zadowoleni itp. Tymczasem zawsze, kiedy zapominasz o sobie, tłumisz swój wewnętrzny głos, lekceważysz sygnały, nie weryfikujesz tego co jest sztuczne i fałszywe w twoim życiu, co nie współgra z tobą, co ci nie służy i nie wspiera ...to ty wychodzisz na tym najgorzej.

niedziela, 5 czerwca 2022

Umiesz powiedzieć swojemu życiu , "tak jest dobrze" ?

 

Nie ten szczęśliwy, który ma wszystko, ale ten, który docenia, co ma.

Docenianie tego, co się ma jest potężną i niedocenianą siłą, która ma realny wpływ na nasze samopoczucie, zdrowie, na odzyskanie wewnętrznego spokoju.
Jako ludzie jesteśmy ambitni, lubimy ułatwiać sobie życie, dążyć do tego, by żyło nam się wygodniej. Nie ma w tym niczego złego, pod warunkiem, że w drodze do lepszego życia nie zatracamy radości z posiadania tego, co dotychczas udało się nam osiągnąć... że nie stracimy z oczu urody życia samego w sobie. Niestety ludzka natura ma wiele słabości. Jedną z nich jest powszechny brak umiejętności doceniania tego, co się ma. Wartość comiesięcznej wypłaty doceniamy, gdy tracimy pracę, przytulność mieszkania, gdy zostaniemy okradzeni, gdy strawi je pożar lub zaleje nas sąsiad. Wartość bliskiej osoby uświadamiamy sobie wtedy, kiedy jej zabraknie i gdy dociera do nas, że nie zdążyliśmy jej powiedzieć, jak bardzo jest dla nas ważna. Wartość przyjaźni gdy zaczyna dopiekać nam samotność. Na co dzień nie myślimy o tym, jak wiele posiadamy: ciepłe łóżko, pracę (bez względu na to, jak nudna jest i jak bardzo byśmy chcieli ją zmienić), konto w banku z kilkoma złotymi, rodziców, którzy nas kochają, dzieci, które nam ufają, przyjaciół, którzy ciepło o nas myślą, zdrowia, które nam jakoś służy itd, itp. Na co dzień zapominamy, że dom, praca, przyjaciele, rodzina to nie wartości stałe, ale w swojej istocie tymczasowe. Bo tak naprawdę nic nie jest pewne i jeśli zakładamy, że mamy jeszcze czas, by nacieszyć się ukochanym, dziećmi, dobrą pracą, domem, to prawda jest taka, że to są tylko nasze dobre życzenia a nie fakty, na których można budować przyszłość. Przyzwyczajamy się do naszego dobrostanu, wszystko postrzegamy jako pewnik. Coś, co nam się należy bez dwóch zdań i nie docenimy tego co mamy. Często dopiero gdy otrzemy się o krańcowe doświadczenia, usłyszymy niezbyt optymistyczną diagnozę, zmierzymy się z chorobą bliskiej osoby lub swoją własną, zobaczymy wypowiedzenie na swoim biurku, stracimy rodzinne pamiątki…Poczujemy, jak grunt pali się nam pod nogami…W momencie, kiedy coś tracimy, nagle sytuacja się odwraca, zaczynamy dostrzegać to, jak wiele mieliśmy. I zaczynamy tęsknić… Wtedy dopiero zauważamy, że to, co odbieraliśmy jako pewnik, wcale nie jest takie oczywiste, że dobra, które codziennie nam służą, mogą zostać nam bez uprzedzenia odebrane. Życie nie jest idealne, nigdy nie było i nie będzie. Nie mamy wpływu na to, co przynosi nam los, ale możemy decydować, jak spojrzymy na to, co się dzieje w naszym życiu. Możemy nauczyć się doceniać to, co mamy – po prostu...

Ps.

Wdzięczności nie należy kojarzyć z biernością. Cieszenie się z tego, co się ma nie polega na godzeniu się na zło, smutek i nieszczęście. Nie wiąże się również z uniknięciem przykrych odczuć. Jeśli jesteśmy traktowani źle, czujemy, że nasze życie wymaga zmian, doceńmy to, co jest dobre i znajdźmy w sobie siłę, by zmienić to, czego nie możemy zaakceptować. Wdzięczność nie może być pozbawiona asertywności, nie można o tym zapominać.








czwartek, 2 czerwca 2022

Jak istnieć...

 

                                                  autor Honore' Daumier    

Najkrótsza odpowiedź na to pytanie brzmi: -  tak by współistnieć z innymi, żyjąc na własny sposób. 

Żyjemy w czasach pośpiechu, poddawania się światu reklam, filmów sensacyjnych, obrazów brutalności i nadmiaru często powierzchownych informacji. Wszystko to odwraca uwagę od naszego wnętrza i stąd łatwość z jaką poddajemy się presji pozornych wartości. Cenimy dziś przedsiębiorczość, umiejętność bogacenia się, spryt życiowy zapominając, że sprawą o znaczeniu nadrzędnym jest odnajdywanie sensu własnego życia. Zapominamy, że dopiero podejmując trud rozwoju własnego ja, własnej hierarchii  wartości, tworząc swoją własną filozofię życia, nabierając odwagi do życia na swój indywidualny sposób, a więc czasem wbrew otoczeniu w naturalny sposób zespalamy się z innymi ludźmi jednocześnie żyjąc w zgodzie ze sobą. Co decyduje o naszym człowieczeństwie?  Odpowiedź brzmi : wrażliwość i uczuciowość, które na równi z przemyśleniami intelektualnymi znajdują wyraz we wszystkim co  robimy, tworzymy .Tak sobie myślę, ile tracą ci, którzy nie czytają np. powieści . Wszak wiele odpowiedzi na nurtujące nas egzystencjalne pytania można znaleźć w wybitnych dziełach z zakresu literatury pięknej. Bowiem wielcy pisarze często dzielą się z nami w swoich dziełach refleksjami filozoficznymi, które mogą być naszymi drogowskazami.  W czytaniu nie tyle chodzi o losy bohaterów czy o zapamiętanie ich życiorysów. Chodzi raczej o to by pod wpływem refleksji pisarza głębiej zastanowić się nad własnym życiem. Jeśli ktoś przeczytał tylko bryki /bo coś musiał przeczytać, by zaliczyć / to niestety refleksyjność nie będzie jego mocną stroną. I pewnie nie podzieli poglądu , że celem życia człowieka nie jest dążenie do dóbr materialnych . Oczywiście to nie znaczy w żadnym wypadku, że człowiek ma żyć w biedzie. Istotą sprawy jest to ażeby jakieś wyższe wartości towarzyszyły, wyznaczały kierunek, były drogowskazem naszego istnienia. Odwołam się tu do znanych wszystkim powieści S.Żeromskiego " Doktor Judym ", " Siłaczka " czy " Przedwiośnie ". Każda z głównych postaci literackich tych powieści wyznawała jako naczelne inne wartości i one to /te wartości/, nie dobra materialne podnosiły poziom istnienia tych postaci. Albo weźmy kolejną postać literacką, tym razem Don Kichota ... wbrew pozorom, ten w zasadzie mógłby być uniwersalnym wzorem do naśladowania. Facet mimo piętrzących się trudności dążył do tych wartości, które on uznał za naczelne. I znowu nie chodzi o to byśmy tu mieli wartości rycerskie, które on krzewił, uznawać za najważniejsze w życiu. Osobiście jestem pacyfistką...ale idzie o to, ażeby w żadnym wypadku nie zbaczać z tej drogi, którą uważa się za słuszną, która przynosi nam wewnętrzną harmonię...

Warte zapamiętania...