niedziela, 19 czerwca 2022

Dziecko to człowiek, nie "projekt"

 Dziecko to skarb, coraz częściej – bardzo dosłowny. Żywa inwestycja rodziców, którzy pamiętając własne siermiężne dzieciństwo i trudy dorabiania się w dorosłym życiu, dziś chcą, żeby ich potomek miał lepiej i łatwiej. Chcą by zrobił karierę. Rodzice powodowani jak najlepszymi chęciami od najmłodszych lat starannie programują dzieciom szklarnianą przyszłość, w której jest czas i na elitarne zajęcia sportowe, i na naukę języków obcych, i na egzotyczne podróże, ale brak go na beztroskę i na przypadek. W panującym obecnie dzieciocentryzmie łatwo o zgubną w skutkach taktykę. Dziecko wychowywane do sukcesu to klejnot w koronie rodziców, dumnych z jego kolejnych osiągnięć. Ale w przyszłości taki "skarb" może okazać się także kaleką społeczną. Poznajmy dwudziestoparoletniego Karola, który spełnił wszystkie wymagania stawiane mu przez rodziców. Dostał się na prestiżową uczelnię, zaliczył po drodze wszystkie możliwe kursy i zajęcia pozalekcyjne, na które rodzice nie szczędzili kasy. Językowe, sportowe a nawet muzyczne. Niestety nasz Karol nie ma zbyt wielu kolegów, bo trudno mu było nawiązać solidne znajomości zaiwaniając z jednych zajęć na drugie, ale w zamian za to poświęcenie jego życiowa kariera stoi przed nim otworem. Właśnie wpisuje do swojego c.v. kolejny ukończony wolontariacki staż.  Teraz siedzi nad Odrą czy Wisłą /nie ważne/ i jara blanta. Ma na sobie spoko ciuchy, w kieszeni najnowszy , najlepszy z najlepszych telefon. Cała rodzina ma go za przebojowego fajtera, który swoim zapałem i życiowym fuksem jest w stanie przenosić góry. No bo przecież z perspektywy rodziców trudno sobie wyobrazić lepszy początek skazanego na sukces życia. Tymczasem Karolowi po wypaleniu trawki wcale nie poprawia się humor, jest coraz bardziej zniechęcony do jakiejkolwiek aktywności. Obniżony nastrój, brak zainteresowania światem zewnętrznym staje się jego nieodłącznym towarzyszem. Myśli w jego głowie nie krążą wokół świetlanej przyszłości , bo coraz częściej pojawia się w nich motyw odebrania sobie życia... co wreszcie mogło by zakończyć ten z roku na rok powiększający się koszmar braku poczucia sensu. Jak to możliwe - nie może się nadziwić pochylający się nad Karolem  zestaw rodzinny sparciałych boomerów. Przecież ten niewdzięczny smarkacz ma wszystko, czego my nie mieliśmy , więc czemu do jasnej cholery nie jest szczęśliwy?  Czemu nie całuje nas po rękach za tak piękne życie, które mu zmontowaliśmy kosztem naszych wyrzeczeń. A może by tak wysłać gówniarza na dwa miesiące na zbieranie ogórków pod Monachium, żeby się opamiętał i docenił ?  No cóż to uczucie pustki, braku sensu, radości z osiągniętego sukcesu takich "Karolów i Karolinek" jest pokłosiem wywieranej na nich silnej presji rodziców inwestujących w rozwój i wychowanie dzieci duży kapitał. Zarówno finansowy jak i ten złożony z oczekiwań. W ten sposób dzieciaki są przyzwyczajane do nieustającej presji zapewnienia sobie życiowego sukcesu, który jest dla nich definiowany przez rodziców w myśl idei "żeby mieć lepsze życie niż my mieliśmy, musisz skorzystać z szansy, którą ci tworzymy".  W efekcie odbywa się to często kosztem beztroski dzieciństwa, kosztem przyjacielskich relacji z rówieśnikami, czy własnych zainteresowań potomka.  Dzieciaki te realizują narzucone im cele stając się powodem do rodzicielskiej dumy i przechwałek przed znajomymi. Z perspektywy rodzica wszystko wydaje się ok - system działa, jest sukces, można odfajkować kolejne zwycięstwo i mieć poczucie dobrze wypełnionego rodzicielskiego obowiązku. Czy aby na pewno ? Zmieniając jednak perspektywę i zaglądając do głowy naszych domniemanych zwycięzców można się srodze zdziwić.  Bo tam niestety widać, że już tak radośnie i wesoło nie jest. Powiedzmy sobie szczerze nadmierne wymagania rodziców, realizowanie ich aspiracji często generują późniejsze problemy psychiczne ich osobistych dzieci...


6 komentarzy:

  1. Rozmawiam często z pedagogiem szkolnym, musi się czasami wygadać , żeby nie zwariować, czasami chce się poradzić.
    Jest sporo opisywanych przez Ciebie przypadków, zwłaszcza w szkołach średnich, choć i w podstawówce się zdarzają.
    Co jest takiego w niektórych rodzicach, że nie widzą, co unieszczęśliwia ich dzieci?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że to brak świadomości i wiedzy . Nikt nie uczy nas bycia rodzicem. Większość z nas do roli ojca i matki przygotowuje się w swoim rodzinnym domu, obserwując rodziców, a potem, kiedy już sami posiadamy dzieci to przede wszystkim: bazujemy na doświadczeniach zapamiętanych z dzieciństwa, podglądamy innych ludzi, sięgamy po poradniki, czasopisma lub zdajemy się na intuicję i stosujemy metodę prób i błędów.

      Usuń
  2. Bardzo dobry tekst. Gdzieś dzisiaj przeczytałam, że pokolenie millenialsów i zet czuje się wypalone w pracy i jak tak patrzę to wcale się nie dziwię, że są, ale to tak na marginesie. Rodzice zawsze chcą, żeby ich dziecko miało lepiej, przynajmniej w normalnej rodzinie, bez patologii i tu jakby nie ma się czemu dziwić, ale to wszystkie lekcje w szkole, a potem zajęcia dodatkowe chce czy nie chce, basen, lekcje języka obcego, gry na pianinie, karate albo piłka nożna, to jakby jest fajne, rozwojowe, ale za dużo nie można, bez przesady. Potem tak jak napisałaś to dziecko nie ma przyjaciół, bo nie zdążyło nikogo bliżej poznać i nawiązać tej relacji, a potrzebuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne , że dla każdego rodzica najważniejsze jest szczęście jego dziecka. Powinien więc je dobrze poznać, poznać jego prawdziwe pasje i pragnienia – co jemu tak naprawdę przyniesie szczęście . Rodzic winien pomagać dziecku rozwijać jego talenty i uzdolnienia, ale nie realizować swoich ambicji jego kosztem. Rodzice często nie zdają sobie sprawy, że skuteczniej przekażą dziecku prawdy życiowe pokazując własne zachowania i postawy, zamiast mówiąc, jak ma postępować. Nie można wymagać od dziecka czegoś, czego samemu się nie robi.

      Usuń
  3. Mówi się że dzieci powielają sposób życia i bycia rodziców. Ale na szczeście - czasami bywa odwrotnie...

    OdpowiedzUsuń

Nie wystarczy po prostu żyć...

  "Nie ma większego syfu niż życie. Wstajesz rano, idziesz do roboty, wracasz do domu zmachany, uśmiechniesz się krzywo do baby, ochrza...