Oczekiwania są bramą do cierpień. Co to oznacza? To mianowicie, że kiedy czegoś oczekujemy, narażamy samych siebie na frustrację i poczucie niezadowolenia, kiedy pożądana rzecz nie dojdzie do skutku. Niestety to my sami bardzo często jesteśmy tymi, którzy bardzo chcą, aby wszystko w życiu układało się idealnie. To, co nam odpowiada, trwało. A to, co nam nie odpowiada, żeby w oka mgnieniu znikało. Nasze oczekiwania są często za duże. Zapominamy, że tak, być może, dzieje się w bajkach, ale nie w życiu, które bajką nie jest. Nasze własne oczekiwania wywierają na nas presję powodują, że próbujemy zmieniać rzeczywistość wokół nas, ludzi, czy wreszcie, chcemy wszystko kontrolować. Kurczowo trzymamy się swoich zasad, swoich reguł, swoich wymagań, czy też swoich pragnień itp. czym wcale sobie nie pomagamy. Jest to droga donikąd, ponieważ zazwyczaj rzeczywistość, ludzie, czy sytuacje nie chcą lub nie dają się zmienić. Zresztą, kto chciałby być zmieniany przez kogoś? W sytuacji gdy nie udaje się nam dogiąć rzeczywistości do naszych oczekiwań dopada nas frustracja i z czasem zaczynamy cierpieć. Bo przecież miało być super a nie jest! Oczekiwaliśmy wyrośniętego smacznego biszkoptu a dostaliśmy trudny do przeżucia zakalec. Cierpienie jak to ładnie ujął pewien buddyjski mnich - to proszenie o coś, czego świat nie może nam dać. Innymi słowy człowiecze życie staje się cierpieniem, ponieważ człowiek wciąż czegoś pragnie, do czegoś się przywiązuje. Pułapka pożądania polega na tym, że zdobywając jedną rzecz, natychmiast chcemy kolejną. Jesteśmy wiecznie nienasyceni, a to, co zdobędziemy, daje nam tylko przez chwilę satysfakcję i zadowolenie. Za chwilę znów czujemy pustkę i zagubienie, więc znów czegoś pragniemy i tak w kółko. Może więc lepiej pójść drogą środka, czyli we wszystkim zachować umiar? By nie stawać się niewolnikami rzeczy? Wiem , trudno obecnie, w pełni zastosować zasadę umiaru, ponieważ nasz świat jest nastawiony na konsumpcję, ale może czasem warto zastanowić się, czy rzeczywiście to wszystko, czym się otaczamy, jest nam naprawdę niezbędne? Oczywiście można też być "niewolnikiem" w innych wymiarach nie tylko materialnym. A gdyby tak spróbować też, martwić się mniej i w niektórych sytuacjach po prostu odpuścić? Zaakceptować, że świat nie jest idealny i nigdy nie będzie, ludzie nie są idealni i nigdy nie będą. I choćbyśmy nie wiadomo co robili i tak nie sprawimy, że świat i ludzie sprostają naszym oczekiwaniom. Może dobrze byłoby zweryfikować zasadność naszych oczekiwań i czy nie są one nadmierne? Może lepiej byłoby zaakceptować obecny stan rzeczy i spojrzeć na życie z dystansem?
Ps.
Jedno jest pewne – pewna jest niepewność. Naturą wszechświata jest ciągła zmiana. Czy tego chcemy, czy nie – to się dzieje. Mamy jedynie wybór, w jaki sposób podejdziemy do tego faktu. Możemy się buntować albo zaakceptować ten stan rzeczy i spróbować otworzyć się na otaczający nas świat – zaakceptować np. zmiany w swoim ciele, obecną sytuację zawodową, prywatną itd. Na niektóre rzeczy nie mamy wpływu, mamy jednak wpływ na to, jak na nie zareagujemy. Nie ważne jak jest... ważne, co się z tym zrobi.