środa, 29 czerwca 2022
Ober Stradam...
niedziela, 26 czerwca 2022
Paskoza, testoza, dyplomoza, certyfikatoza ...
W szkołach liczy się cyfra, nie uczeń i jego pasja! Od lat czuję wewnętrzną niezgodę na taką sytuację. Polityka selekcji i podziału na lepszych i gorszych w polskiej szkole trwa w najlepsze. Właśnie oddzwoniono zakończenie roku szkolnego a na Facebooku jak co roku wysyp świadectw z paskiem. Oszalałe, ze szczęścia, rozrywane dumą mamusie chwalą się, że ich pociechy dały radę w wyścigu szczurów, zdobyły upragnione trofeum... i są najlepsze. Same mamusie pewnie też czują się wybitnymi matkami z paskiem. Walkę o świadectwa z paskiem pamięta chyba wielu z nas. Potem zakończenie roku i uroczyste wręczanie świadectwa najlepszym i to uczucie, że jednak zaliczam się do tych gorszych, do bezpaskowców, rodzice znowu powiedzą - "nie postarałeś się" a przecież to nieprawda. Każdy ma w sobie talent, tylko nie każdy ma warunki do jego rozwoju. W szkole niestety na ogół nie ma miejsca dla uczniów czwórkowych, trójkowych, tych, którzy być może jeszcze poszukują siebie, odkrywają różne pasje i też się starają. Część z nich dochodzi do wniosku, że chcą być w przyszłości np.: przedsiębiorcami, trenerami jogi, pisarzami, muzykami, podróżnikami. Obowiązujący system nie pochwala tego i nie pozwala na wolność, twórczość, raczej zmusza do posłuszeństwa. Tylko z paskiem masz wartość i większe możliwości. Tylko wysokie oceny gwarantują ci bycie najlepszym. Z czasem do części osób, która usilnie walczyła o świadectwo z paskiem, aby zadowolić rodziców, nie siebie, przychodzi smutna refleksja o straconym czasie i szansie: "Trzeba było rozwijać się w konkretnych dziedzinach, skupić się na nich i dzisiaj robić to, co kocham". "Walczyłam o piątki, ale robiłam to dla mojej mamy, nie dla siebie". Nasi uczniowie zamiast podążać za swoimi pasjami, podążają za świadectwem z biało - czerwonym paskiem. Dzieciom nie zależy na wiedzy, lecz na ocenie. A same oceny nie są wcale dobrym rozwiązaniem. Ich jedyną zaletą jest to, że dają one uczniowi i rodzicowi jakąś informację zwrotną. Dodajmy,że ocena to subiektywna opinia nauczyciela, który próbuje powiedzieć coś na temat wiedzy dziecka. Tak więc ilu nauczycieli tyle punktów widzenia. Jednak stopniowanie i nagradzanie uczniów prowadzi do tego, że wśród dzieci w klasie zaczyna się walka o to, kto będzie lepszy, kto uzyska lepszą średnią. Jest to propagowanie ucznia, który dobry jest ze wszystkich przedmiotów. Czy jest to możliwe, aby dziecko było alfą i omegą wszechstronnie uzdolnioną i miało bardzo dobre i celujące oceny z wszystkich przedmiotów? A gdzie tu krzywa Gausa, która mniej więcej obrazuje rzeczywistość: 20 proc. populacji – uczniowie słabi, 60 procent – średni, 20 procent bardzo dobrzy. Oczywiście świadectwo z paskiem jest jedynie małą częścią kulawego systemu, tak niedopracowaną jak sposób oceniania czy podstawy programowe, ale to już by wymagało szerokiej rozprawy. Skupiam się więc tylko na świadectwach z paskiem. System edukacji promuje uczniów z wysokimi ocenami - wielu z nich niestety nie wewnętrzna potrzeba, lecz pasek /nagroda/ mobilizuje do nauki, co samo w sobie jest porażką. A przecież bycie najlepszym nie jest tożsame z posiadaniem najlepszych ocen. Za tym równolegle powinien iść proces budowania dojrzałej osobowości, więzi społecznych, rozwoju emocjonalnego, rozwoju poczucia przynależności, wspólnotowości, szacunku do innych, a nie traktowania innych jak potencjalnych konkurentów lub wrogów. Ucznia nie definiuje piątka czy szóstka, bo uczeń nie jest oceną. Ludzi określa świadomość tego, kim są czy chcą być. Nie jest ważne, ile laików dostaną i jaką ocenę w szkole. Nie możemy uzależniać oceny siebie, od tego, jak widzą nas inni. Możemy być dumni sami z siebie, rozwijając się, będąc twórczymi, akceptując ludzi. Przy takiej koncentracji na biało-czerwonym pasku, który staje się wartością samą w sobie, istnieje zagrożenie, że być może wykształcimy potencjalnych noblistów, którzy jednak nie wykorzystają tego potencjału intelektualnego, bo zwyczajnie zabraknie im umiejętności społecznych...
niedziela, 19 czerwca 2022
Dziecko to człowiek, nie "projekt"
Dziecko to skarb, coraz częściej – bardzo dosłowny. Żywa inwestycja rodziców, którzy pamiętając własne siermiężne dzieciństwo i trudy dorabiania się w dorosłym życiu, dziś chcą, żeby ich potomek miał lepiej i łatwiej. Chcą by zrobił karierę. Rodzice powodowani jak najlepszymi chęciami od najmłodszych lat starannie programują dzieciom szklarnianą przyszłość, w której jest czas i na elitarne zajęcia sportowe, i na naukę języków obcych, i na egzotyczne podróże, ale brak go na beztroskę i na przypadek. W panującym obecnie dzieciocentryzmie łatwo o zgubną w skutkach taktykę. Dziecko wychowywane do sukcesu to klejnot w koronie rodziców, dumnych z jego kolejnych osiągnięć. Ale w przyszłości taki "skarb" może okazać się także kaleką społeczną. Poznajmy dwudziestoparoletniego Karola, który spełnił wszystkie wymagania stawiane mu przez rodziców. Dostał się na prestiżową uczelnię, zaliczył po drodze wszystkie możliwe kursy i zajęcia pozalekcyjne, na które rodzice nie szczędzili kasy. Językowe, sportowe a nawet muzyczne. Niestety nasz Karol nie ma zbyt wielu kolegów, bo trudno mu było nawiązać solidne znajomości zaiwaniając z jednych zajęć na drugie, ale w zamian za to poświęcenie jego życiowa kariera stoi przed nim otworem. Właśnie wpisuje do swojego c.v. kolejny ukończony wolontariacki staż. Teraz siedzi nad Odrą czy Wisłą /nie ważne/ i jara blanta. Ma na sobie spoko ciuchy, w kieszeni najnowszy , najlepszy z najlepszych telefon. Cała rodzina ma go za przebojowego fajtera, który swoim zapałem i życiowym fuksem jest w stanie przenosić góry. No bo przecież z perspektywy rodziców trudno sobie wyobrazić lepszy początek skazanego na sukces życia. Tymczasem Karolowi po wypaleniu trawki wcale nie poprawia się humor, jest coraz bardziej zniechęcony do jakiejkolwiek aktywności. Obniżony nastrój, brak zainteresowania światem zewnętrznym staje się jego nieodłącznym towarzyszem. Myśli w jego głowie nie krążą wokół świetlanej przyszłości , bo coraz częściej pojawia się w nich motyw odebrania sobie życia... co wreszcie mogło by zakończyć ten z roku na rok powiększający się koszmar braku poczucia sensu. Jak to możliwe - nie może się nadziwić pochylający się nad Karolem zestaw rodzinny sparciałych boomerów. Przecież ten niewdzięczny smarkacz ma wszystko, czego my nie mieliśmy , więc czemu do jasnej cholery nie jest szczęśliwy? Czemu nie całuje nas po rękach za tak piękne życie, które mu zmontowaliśmy kosztem naszych wyrzeczeń. A może by tak wysłać gówniarza na dwa miesiące na zbieranie ogórków pod Monachium, żeby się opamiętał i docenił ? No cóż to uczucie pustki, braku sensu, radości z osiągniętego sukcesu takich "Karolów i Karolinek" jest pokłosiem wywieranej na nich silnej presji rodziców inwestujących w rozwój i wychowanie dzieci duży kapitał. Zarówno finansowy jak i ten złożony z oczekiwań. W ten sposób dzieciaki są przyzwyczajane do nieustającej presji zapewnienia sobie życiowego sukcesu, który jest dla nich definiowany przez rodziców w myśl idei "żeby mieć lepsze życie niż my mieliśmy, musisz skorzystać z szansy, którą ci tworzymy". W efekcie odbywa się to często kosztem beztroski dzieciństwa, kosztem przyjacielskich relacji z rówieśnikami, czy własnych zainteresowań potomka. Dzieciaki te realizują narzucone im cele stając się powodem do rodzicielskiej dumy i przechwałek przed znajomymi. Z perspektywy rodzica wszystko wydaje się ok - system działa, jest sukces, można odfajkować kolejne zwycięstwo i mieć poczucie dobrze wypełnionego rodzicielskiego obowiązku. Czy aby na pewno ? Zmieniając jednak perspektywę i zaglądając do głowy naszych domniemanych zwycięzców można się srodze zdziwić. Bo tam niestety widać, że już tak radośnie i wesoło nie jest. Powiedzmy sobie szczerze nadmierne wymagania rodziców, realizowanie ich aspiracji często generują późniejsze problemy psychiczne ich osobistych dzieci...
niedziela, 12 czerwca 2022
Niedzielna dywagacja...
piątek, 10 czerwca 2022
Życie na pokaz, czyli o oszukiwaniu samego siebie
niedziela, 5 czerwca 2022
Umiesz powiedzieć swojemu życiu , "tak jest dobrze" ?
Nie ten szczęśliwy, który ma wszystko, ale ten, który docenia, co ma.
czwartek, 2 czerwca 2022
Jak istnieć...
autor Honore' Daumier
Najkrótsza odpowiedź na to pytanie brzmi: - tak by współistnieć z innymi, żyjąc na własny sposób.
Żyjemy w czasach pośpiechu, poddawania się światu reklam, filmów sensacyjnych, obrazów brutalności i nadmiaru często powierzchownych informacji. Wszystko to odwraca uwagę od naszego wnętrza i stąd łatwość z jaką poddajemy się presji pozornych wartości. Cenimy dziś przedsiębiorczość, umiejętność bogacenia się, spryt życiowy zapominając, że sprawą o znaczeniu nadrzędnym jest odnajdywanie sensu własnego życia. Zapominamy, że dopiero podejmując trud rozwoju własnego ja, własnej hierarchii wartości, tworząc swoją własną filozofię życia, nabierając odwagi do życia na swój indywidualny sposób, a więc czasem wbrew otoczeniu w naturalny sposób zespalamy się z innymi ludźmi jednocześnie żyjąc w zgodzie ze sobą. Co decyduje o naszym człowieczeństwie? Odpowiedź brzmi : wrażliwość i uczuciowość, które na równi z przemyśleniami intelektualnymi znajdują wyraz we wszystkim co robimy, tworzymy .Tak sobie myślę, ile tracą ci, którzy nie czytają np. powieści . Wszak wiele odpowiedzi na nurtujące nas egzystencjalne pytania można znaleźć w wybitnych dziełach z zakresu literatury pięknej. Bowiem wielcy pisarze często dzielą się z nami w swoich dziełach refleksjami filozoficznymi, które mogą być naszymi drogowskazami. W czytaniu nie tyle chodzi o losy bohaterów czy o zapamiętanie ich życiorysów. Chodzi raczej o to by pod wpływem refleksji pisarza głębiej zastanowić się nad własnym życiem. Jeśli ktoś przeczytał tylko bryki /bo coś musiał przeczytać, by zaliczyć / to niestety refleksyjność nie będzie jego mocną stroną. I pewnie nie podzieli poglądu , że celem życia człowieka nie jest dążenie do dóbr materialnych . Oczywiście to nie znaczy w żadnym wypadku, że człowiek ma żyć w biedzie. Istotą sprawy jest to ażeby jakieś wyższe wartości towarzyszyły, wyznaczały kierunek, były drogowskazem naszego istnienia. Odwołam się tu do znanych wszystkim powieści S.Żeromskiego " Doktor Judym ", " Siłaczka " czy " Przedwiośnie ". Każda z głównych postaci literackich tych powieści wyznawała jako naczelne inne wartości i one to /te wartości/, nie dobra materialne podnosiły poziom istnienia tych postaci. Albo weźmy kolejną postać literacką, tym razem Don Kichota ... wbrew pozorom, ten w zasadzie mógłby być uniwersalnym wzorem do naśladowania. Facet mimo piętrzących się trudności dążył do tych wartości, które on uznał za naczelne. I znowu nie chodzi o to byśmy tu mieli wartości rycerskie, które on krzewił, uznawać za najważniejsze w życiu. Osobiście jestem pacyfistką...ale idzie o to, ażeby w żadnym wypadku nie zbaczać z tej drogi, którą uważa się za słuszną, która przynosi nam wewnętrzną harmonię...
I co teraz ?
A co gdy już ugrzęzłaś w toksycznej relacji? Najczęściej próbujesz walczyć i chcesz wygrać ze swoim toksykiem? To błąd. Przestań grać w j...

-
Nigdy nie bałam się upływu lat... przeciwnie uważałam i dalej tak uważam, że z wiekiem, człowiek staje się mądrzejszy, a przez to i fajnie...