Przychodzi taki moment w życiu, kiedy przestajesz odczuwać potrzebę udowadniania czegokolwiek komukolwiek. Nie dlatego, że się poddałaś — ale dlatego, że dojrzałaś. Z czasem przestajesz gonić za cudzą aprobatą. Męczy cię tłumaczenie rzeczy tym, którzy i tak nie chcą słuchać. Przestajesz oczekiwać szczerości tam, gdzie dostrzegasz tylko maski. Znużona dzieleniem przestrzeni z ludźmi, którzy są obok, ale nie z tobą. Zmęczona czekaniem — na wiadomości, które nie nadchodzą, i przeprosiny, których nikt nie składa. I wtedy coś się zmienia. Podejmujesz inną decyzję.Wybierasz spokój — ciszę zamiast niekończących się dyskusji, odejście zamiast rozrywania siebie od środka. Przestajesz udowadniać swoją wartość i po prostu się wycofujesz. Odkrywasz, że największym aktem miłości do siebie jest przestanie stawiania innych ponad sobą. Nie, nie to nie egoizm — to uzdrowienie.

Czasem największym aktem miłości do siebie jest właśnie danie sobie prawa do wycofania się, zatroszczenia się o siebie i spokoju.
OdpowiedzUsuńBycie dla innych przychodzi nam łatwo, bo to programują w nas od dziecka. Umiejętności bycia dla siebie samej zaangażowanym opiekunem, który wsłuchuje się w potrzeby, dba i chroni od naruszania granic musimy się nauczyć same. I to przychodzi nam z trudem. Tymczasem, pielęgnowanie swojego dobrostanu jest, paradoksalnie, również dbaniem o innych. Gdy "ładujemy baterie", mamy później przestrzeń na to, by być wspierającym rodzicem, przyjaciółką, partnerką, czy pracowniczką...
Usuń