Znowu idzie jesień,
Jesień idzie, nie ma na to rady!
Wiem - ciężko jest zrozumieć wszystko to co się w waszym życiu wydarzyło i odpowiedzieć sobie na pytanie "dlaczego?". Wszak kochaliście się na zabój, mieliście być dla siebie najważniejsi na świecie, iść razem i wspierać się... miały być dzieci, domek z ogródkiem i pies – itd. do końca życia. Na dobre i na złe! Amen! Ty dalej traktujesz to serio, więc myślisz o tym, że może jeszcze wszystko się zmieni, może da się to uratować, naprawić. Może będzie jak dawniej? Patrzysz, ale nie chcesz widzieć tego, że on albo ona /tak też bywa/, ma Cię najzwyczajniej w świecie w tzw. "głębokim poważaniu" by nie używać bardziej trywialnych określeń. I choć Ty nie chcesz tego dostrzec to obiektywnie nie zmienia to faktu, że nie ma tu już miejsca na "cud". Gorzej! Czekając na niego zbyt długo, możesz spieprzyć sobie życie. Niektórzy ludzie twierdzą, że zawsze trzeba walczyć do końca. Pomimo wszystko, wbrew sobie i wszystkiemu. Daj im Boże zdrowie! Może mają rację? Jednak osobiście uważam, że każda walka ma swój kres. Czasami trzeba się zatrzymać i powiedzieć dość! Przestać walczyć a już na pewno trzeba przestać... gdy widzisz, że jest to walka jednostronna. Trzeba jej zaprzestać i to nie z powodu dumy, lecz z szacunku do siebie. Po to by móc jeszcze się kiedyś uśmiechać i mieć siłę by /gdy się otrząśniesz/ zawalczyć o normalne życie. Zatem pozbądź się złudzeń, naiwności i nie czekaj na cud... zacznij działać. Może warto w porę wziąć sprawy w swoje ręce i odważyć się zawalczyć o siebie...
Gdybyśmy byli w pełni świadomi rzeczywistych i długoterminowych skutków naszych zachowań, najprawdopodobniej nigdy byśmy ich nie stosowali a i ostrzegalibyśmy również przed tym innych. Doraźne strategie, nawet te, które wydają się służyć naszemu przetrwaniu w konkretnej, zazwyczaj trudnej konfiguracji społecznej, po pewnym czasie mogą skumulować się w efekt, w którym finalnie czynimy samym sobie więcej szkody, niż problem, przed którym próbujemy się chronić. Dziś trochę o umniejszaniu samego siebie. Umniejszanie samemu sobie to destrukcja jakich mało i zniszczenie psychiczne. Skutkiem takiego myślenia są wszelkiej maści zaburzenia emocjonalne, samookaleczenia, zaburzenia odżywiania, nałogi, nerwice, problemy w relacjach i w rodzinach, jak też pracoholizm i perfekcjonizm. Ciągle niewystarczająco, ciągle nie tak, ciągle za mało, muszę więcej, muszę lepiej, bo to, co robię, jest za słabe. Stajemy się bardziej wyrozumiali dla innych ludzi, a zarazem dużo bardziej wymagający dla siebie samych. Wyolbrzymianie swoich wad, porażek czy słabości oraz minimalizowanie zalet, sukcesów czy mocnych stron przypomina sztuczkę z lornetką. To tak, jakbyśmy oglądając swoje życie czy bieżące wydarzenia przykładali do oczu lornetkę zauważając jakieś niedociągnięcia – wtedy ten właśnie obszar rzeczywistości zobaczymy jako większy. Analogicznie, trafiając na mocne strony czy zalety również przykładamy do oczu lornetkę, tyle że tym razem patrzymy przez drugi jej koniec – nagle te rzeczy stają się mniejsze… No cóż im szybciej skorygujemy zniekształcony obraz widzenia samego siebie tym zdrowiej dla nas. Inną odmianą umniejszania sobie jest strategia, którą czasem przyjmujemy na "potrzebę chwili" ...tzw. strategia życia w "za ciasnych majtkach", że tak "poetycko" ją nazwę, czyli tym razem bardziej świadome stawanie się mniejszym, po to by ktoś mógł poczuć się przy nas większy... innymi słowy gdy stajemy się "opiekunem czyjejś wielkości". I tak np. wypracowujemy sobie taką strategię obsługi szefa, czy też np. własnego partnera by ten nigdy nie czuł, że zakwestionowaliśmy jego "geniusz". Umniejszamy sobie tylko po to by on mógł być "wielki" a my w ten sposób chcemy uniknąć problemu ...np. gniewu szefa, utraty premii albo stanowiska , czy np. w odniesieniu do partnera ciągłych kłótni, dąsów czy rozwodu. Ta strategia, która jak się niektórym wydaje ma pomóc przetrwać np. zawodowo , albo w związku czy w jakiejś innej relacji czy to ze znajomymi czy przyjaciółmi ... niestety ostatecznie zawsze na dłuższą metę się nie opłaca, obraca się przeciwko osobie, która się umniejsza a poniesiony przez nią koszt psychiczny jest spory... Skutki autoumniejszania ? Proszę bardzo. Jeśli nie pokazujemy światu tego, kim naprawdę jesteśmy, co naprawdę myślimy i ile jesteśmy naprawdę warci to w zamian otrzymamy nie to na co naprawdę zasługujemy, ale jedynie to na co zasługuje nasz umniejszony obraz siebie, który sobie tworzymy. Inni nie dostrzegą tego jacy naprawdę jesteśmy i potraktują nas zgodnie z własnymi wyobrażeniami, które na nasz temat tworzą w swoich głowach. Kolejnym skutkiem ubocznym jest strata czasu na wchodzenie w interakcje z niewłaściwymi ludźmi, przy których albo w ogóle się nie rozwijamy albo nasz rozwój jest ograniczany i spowalniany. Tracimy energię i wypalamy się towarzysko, zawodowo czy życiowo. Tracimy zaufanie do samych siebie a w zamian uzależniamy się od tego co o nas myślą inni i to co oni myślą coraz bardziej zaczyna nas definiować. W końcu pojawia się uraza do świata, do innych do samych siebie... pojawia się złość, lęk, przygnębienie. Jak widać wpadamy w rodzaj spirali ciągnącej nas w dół, z której coraz trudniej się wydostać. Nawiązując do użytej wyżej metafory "ciasnych majtek" można rzec, że...z czasem nie nosimy już ciasnej bielizny, ale zbyt ciasna bielizna nosi nas, co jak wszyscy wiemy jest wyjątkowo męczące... :)
Im szybciej przyjmiesz to do wiadomości tym dla ciebie lepiej ;
- Rafał Wicijowski , z książki Oczami Mężczyzny
Na szczęście w moim przypadku to był tylko zły sen ... 😊 Czynnym zawodowo koleżankom i kolegom zdrowia życzę .
A co gdy już ugrzęzłaś w toksycznej relacji? Najczęściej próbujesz walczyć i chcesz wygrać ze swoim toksykiem? To błąd. Przestań grać w j...