poniedziałek, 14 sierpnia 2023

Mówić, nie mówić ...oto jest pytanie.

 


Nie ma przypadkowych spotkań i ludzie też nie stają na drodze naszego życia, ot tak. Każdy człowiek zostaje nam dany po coś, aby czymś nas ubogacić, dopełnić, coś pokazać czy uświadomić... nawet ten, który nas obdarł ze złudzeń i prawie zniszczył. A zatem do brzegu! Mówić czy nie mówić nowej partnerce swojego ex, o świetlistym szlaku do piekła, którym i ją też może on poprowadzić? Zapytała mnie o to pewna młoda kobieta. Bo jakby nie patrzeć przeżyte osobiste piekło nie pozbawiło jej przyzwoitości i człowieczeństwa i chyba dlatego czuje ona imperatyw moralny, by tę drugą kobietę ostrzec. Czuje jakiś wewnętrzny empatyczny poryw, potrzebę lojalności albo solidarność jajników... nie wiem, nazwij to jak chcesz... by opowiedzieć tej drugiej kim naprawdę jest jej "rycerzyk na białym koniku", chce ją poinformować ku przestrodze, o własnym ukatrupieniu.  Tylko czy to ma sens ?  Czy ta druga będąca na etapie  love bombingu, czyli bombardowania miłością i "spijania sobie z dziobków" uwierzy w Twoją wersję wydarzeń? Przypomnij sobie , że sama: lata świetlne temu , będąc na tym etapie też byłaś głucha i ślepa na znaki ostrzegawcze.  A zatem mówić, czy nie mówić? Pozwolić się sprawom zadziać... czy otworzyć usta, licząc na efekt motyla? Czy warto próbować zapobiec tragediom czy lepiej zająć się własnym życiem? Ze świadomością, że na szlaku pojawi się nowy " trup" ? Szczerze? Nie wiem. Jestem jednak pewna, że cokolwiek nie zrobisz, będzie źle. Bo niejako z założenia my kobiety sobie nie ufamy gdyż traktujemy się jako konkurentki do korony... jego korony – żeby było jasne. Więc najczęściej kobiety rywalizują ze sobą, gdy w grę wchodzi facet są dla siebie wredne, no i w większości naiwnie wierzą...  "ach, no way, ze mną to on dopiero będzie naprawdę szczęśliwy! "  W takich "okolicznościach przyrody" czasem nawet przyjaciółka, której się zwierzasz, której mówisz o jego wszystkich dymach, o dramacie jaki przeżywasz okazuje się nią nie być. Bo zwietrzyła, że oto król jest wolny, gotowy do pocieszenia. A ona przecież jak nikt inny się do tego nadaje i zaczyna imaginować sobie, z rozdygotanymi trzewiami, że oto jest szansa by zostać jego nową perłą w koronie, bo Ty się przecież nie spisałaś. I choć takie rzeczy, jak by powiedział Ferdek Kiepski nie śnią się fizjologom to jednak w rzeczywistości zdarzają się nader często. Moim zdaniem ta tragedia, albo komedia, jak kto woli... ja wybieram to drugie, musi się dopełnić, musi albo paść trup albo ktoś wyjść na idiotę. Zatem jeśli mnie pytasz kobieto: "mówić czy nie mówić" odpowiem Ci tak. Machnij na to ręką, zajmij się swoim życiem, sobą i ciesz się, że pozbyłaś się tyfusa. A jeśli sobie z tym nie radzisz to nie idź do tej drugiej, nie poniżaj się... tylko śmiało poproś o pomoc predystynowaną do tego celu osobę, która pomoże Ci przepracować temat...

6 komentarzy:

  1. Myślę, że ta kobieta prędzej czy później przekona się o tym na własnej skórze. Przykre, ale wtedy uwierzy. Też bym się zastanawiała, czy powiedzieć, ale ostatecznie czy to rzeczywiście ma sens skoro tamta jest zakochana i wpatrzona, jak w obrazek. Chyba lepiej to zostawić i niech się toczy swoim torem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też uważam , że lepiej niech się toczy swoim torem ... jak to ujęłaś ...niż samej stać się kimś na podobieństwo np. pani Pauliny Smarszcz- Kurzajewskiej :)

      Usuń
  2. Można mówić, ale sama wiem, że nie odniesie to skutku, szczególnie, gdy jest opowiedziane z żalem. Natomiast dobrze opowiedziana historia, bez umoralniania, może wyczulić drugą osobę na pewne symptomy i skrócić zmarnowany czas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wątpię czy nawet najlepiej opowiedziana historia zadziała otrzeźwiająco na na tą drugą gdy ta akurat jest w euforii zwyciężczyni a autorką opowieści jest ta jakby nie patrzeć była i "przegrana" :)

      Usuń
  3. PS. uważam, że część spotkań jest zupełnie przypadkowa i żadne wielkie Mbupu nad tym nie czuwa. Ale każde spotkanie można wykorzystać jako lekcję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jasne, że nie każdemu spotkaniu towarzyszy "wielkie wybuch" , wielkie łał ...:) albowiem życie na ogół składa się z małych rzeczy. :) Chodzi o uważność , w moim odczuciu odnosi się to do tych ludzi , którzy z takich czy innych powodów zaistnieli w naszym życiu , których obecność odnotowaliśmy w swojej jaźni na dłużej , bo z jakichś powodów była dla nas istotna, bo nawet jeśli nie od razu... to po czasie uświadamiamy sobie , że to spotkanie na nas wpłynęło, że miało znaczenie ... A jakie i dlaczego ? Do tego musimy już dojść sami :)

      Usuń

Nie wystarczy po prostu żyć...

  "Nie ma większego syfu niż życie. Wstajesz rano, idziesz do roboty, wracasz do domu zmachany, uśmiechniesz się krzywo do baby, ochrza...