I tu chyba nie mam wyjścia, muszę zgodzić się z Zygmuntem bo jak inaczej wytłumaczyć zachowanie osób, które z takim "upodobaniem" tkwią w związku czy relacji z partnerem, który najogólniej ujmując zatruwa życie i unieszczęśliwia. Mimo to osoby te tkwią w relacji i grają rolę ofiary . Płaczą , narzekają, uskarżają się na swój los, na tzw. "krzyż Pański" , złe traktowanie, doznane krzywdy itp. i dalej tkwią w swoim bagnie. Winią swoich krzywdzicieli , szukają gotowych recept jak tych winowajców np. uzdrowić , bądź jak się na nich zemścić by wyrównać rachunki krzywd ... ale nie przyjmują do wiadomości, że tak naprawdę obiektywnie ujmując, sami ponoszą odpowiedzialność za to co dzieje się z nimi samymi z ich życiem. Partner to "lustro" , które pokazuje nam nasze braki, niedociągnięcia, deficyty... więc jeżeli ktoś boi się obiektywnie zobaczyć siebie w tym " lustrze" to każda zewnętrzna próba pomocy, ratowania go spali na panewce. Jednak nim ruszysz z "misją ratunkową"empatyczny człowieku spróbuj obiektywnie ocenić sytuację "ofiary", przyjrzyj się jej. Bo jak mówią nie wszystko jest tym czym się wydaje być. Zatem , może "bycie ofiarą" to dla tej osoby wygodny sposób na życie, taka gra i manipulacja. Gdy inni się litują, pomagają ,wyręczają i wspierają to wyraźnie ułatwia ofierze życie. A utyskiwanie i brak odpowiedzialności być może jest dla niej strefą ogromnego komfortu i możliwe, że ona jest zwyczajnie szczęśliwa w tym swoim świecie, w miejscu, którym jest? No bo na zdrowy rozum ; gdyby było inaczej to pewnie by jej tam nie było...
Dziwnym trafem ofiary i kaci dobierają się w pary idealnie...oczywiście w tych związkach, gdzie każdemu jego rola pasuje.
OdpowiedzUsuńniestety, dobieramy się na poziomie zaburzenia ...
Usuń