czwartek, 9 października 2025

Młodość w drugim gatunku...


 "Życie jest czymś, co przydarza się nam w czasie, kiedy jesteśmy zajęci planowaniem innych rzeczy" / Anthony de Mello/ . Jakże prawdziwe są te słowa ... zdawać by się mogło oczywiste a jednak człowiek o tym zapomina pędząc przez drogi i bezdroża życia. Bo tyle rzeczy ma do ogarnięcia, skupia się więc /jak mu się wtedy wydaje/ na priorytetach. "Jutra" zaś w kwestiach tych, które w jego ocenie takimi nie są... bo wydaje mu się, że ciągle ma czas, że jeszcze zdąży, później , kiedyś, innym razem. Też tak myślałam. A tu surprise! Życie lubi obdarowywać nas niespodziankami - nie koniecznie chcianymi. I tak,  najpierw byłam młoda, młoda, młoda...aż  zwyczajnie przyzwyczaiłam się do tego stanu permanentnej młodości. I tu przestroga. Niestety nic nie trwa wiecznie. Tak więc i ja pewnego pięknego poranka obudziłam się jako emerytka, z piątką wnucząt u boku.  Wydawało mi się , że ledwie przymknęłam oko a tu całe życie gdzieś wsiąkło. Dopiero co byłam piękna i młoda, rodziłam i wychowywałam dzieci, biegałam do pracy, wszystko było na mojej głowie i barkach. A tu "budzę się" i słyszę: – Babciu, babciu pobaw się z nami. Zaczęłam zauważać, że młodzi chłopcy w autobusie ustępują mi miejsce. Mężczyźni mijają obojętnie ... jakbym była przezroczysta. Robię sobie selfie a wychodzi nie super zdjęcie, tylko jakieś kosmiczne nieszczęście. Coś mi mówi,  że lepiej będzie wrzucić na profil zdjęcie własnego psa — bo i młodszy, i bardziej fotogeniczny. Koniaczek do kawy odpada bo... nadciśnienie. Bez czapki zimno. Jakby tego było mało, łapię się  na tym, że zwykle będąc w opozycji do poglądów  swojej nieżyjącej mamy przyznaję jej rację, że w rajstopach po mrozie chodzą tylko wariatki, a w szpilkach — samobójczynie. Rodzinne imprezy zaczynają nudzić, bo najlepiej — we własnym domu. Przypadkowe spotkanie na ulicy łysawego gościa, za którym trzydzieści lat temu z dziś nie zrozumiałych powodów szalałam, wprawia w zakłopotanie... i robię wszystko żeby mnie nie poznał. Niezaprzeczalnie wszystko to można określić terminem : postępujące starzenie się. Ktoś pewnie dorzuci ...pora się z tym pogodzić i zaakceptować! Jasne. I jeśli o mnie chodzi to oswajam swoją nową rzeczywistość...nawet całkiem dobrze się już w niej zadomowiłam. Zapewniam, że szklanka nadal jest do połowy pełna - jakby się ktoś pytał. A więc nie jest źle. Zawsze może być gorzej - mam tego świadomość. Pławiąc się w tej nowej rzeczywistości  tak przy okazji odkryłam, że brak hormonów daje też coś pozytywnego. Bowiem w tym czasie  nabywamy fantastyczną zdolność patrzenia na świat z trzeźwym realizmem. I tak, różowe okulary dawno mi się potłukły i wywaliłam je do śmieci. Z mojego życia zniknęły armie tych, którzy deklarowali przyjaźń na wieki, a pozostali tylko ci / raptem kilka osób/, którzy z jakichś powodów mają do mnie prawdziwy sentyment. Przestało mnie obchodzić, to co ludzie mówią...teraz to ludzie boją się, co powiem. Jestem już na tyle dorosła, że sama decyduję, gdzie mam talię i ile lat będę mieć dziś. Ciśnienie i waga — nie koniecznie mieszczą się w obowiązujących kanonach, w gnatach coś tam skrzypi, w krzyżu czasem łupie ale mimo to uśmiecham się szczerze do świata i ludzi. Robię tylko to na co mam ochotę i tylko wtedy kiedy chcę. Utrzymuję relacje tylko z tymi,  z którymi mi po drodze. Cieszę się życiem... a wygląd ? Cóż ten zawsze można ograć strojem i makijażem - niezależnie od wieku.  W tym wszystkim najistotniejsze jest nasze wnętrze to co w sobie zbudowaliśmy, to czym emanujemy. Nasza uroda jest pochodną tego blasku bądź jego braku. I tak sobie myślę, że to moje starzenie się to wcale nie jest jeszcze starość. To raczej taka młodość  — drugiego gatunku. Przecież moje życie trwa dalej. Zatem... póki głowa pracuje a nogi mnie noszą to nadal ode mnie  zależy jak i czy będę się z nim dogadywać... 


sobota, 4 października 2025

środa, 1 października 2025

Trudno się nie zgodzić ...




"Prawdziwa przyjaźń nigdy nie jest właściwie pewna. Prawie jest niemożliwa. Mnie zawiodła wiele razy. A wydawała mi się przyjaźnią… do śmierci. Przyjaźń właściwie jest naszym wkładem w drugiego człowieka. A nie musi być wzajemnością, mimo objawów wzajemności. My nie wiemy, czy wkład drugiego człowieka w naszą przyjaźń jest identyczny jak nasz. To jest tak jak z miłością. Dwoje ludzi się kocha, ale nie wiemy, czy tą samą miłością…".

(Wiesław Myśliwski)

poniedziałek, 29 września 2025

Spowiedź Koziorożca ...


 Najczęściej byłam bezpieczną przystanią dla wszystkich, ale sama nie miałam gdzie zawinąć ze swoimi bólami. Od dziecka byłam zawsze nad wiek dojrzała i odpowiedzialna, byłam tą która sama sobie poradzi więc nie wymagałam większej uwagi. Rodzice przekierowali swoją uwagę gdzie indziej, tam gdzie uważali, że jest bardziej potrzebna. Nauczyłam się już wtedy, że żeby otrzymać uwagę, czy choć namiastkę miłości muszę być bardziej użyteczna, muszę się bardziej starać. Nauczyłam się, że moja wartość leży w tym co mogę dać a nie w tym kim jestem. I tak w późniejszym życiu zawsze byłam tą, do której się przychodzi dzwoni, gdy się ma problem, gdy potrzebuje się pomocy...ale gdy chce się bawić, świętować, po prostu być z kimś to wtedy wybiera się kogoś innego, nie mnie. Jako dziecko otrzymywałam uwagę i jakąś aprobatę tylko gdy byłam dobra, odpowiedzialna, pomocna, bezproblemowa. Spontaniczność, zabawa, beztroska zostały uznane za coś na co nie mam prawa. Tylko osiągnięcia liczyły się naprawdę. W życiu dorosłym to przełożyło się na bardzo niską samoocenę,  na poczucie, że wszystko co robię to ciągle za mało, muszę  więcej, lepiej, by zasłużyć na uznanie, na miłość, na dostrzeżenie mnie itp. Pojęcie "miłość bezwarunkowa"  było dla mnie koncepcją totalnie abstrakcyjną. Nigdy nie byłam pierwszą osobą, o której inni pomyśleli. To było bardzo przykre. W miłości to bolało najbardziej. Bo zawsze kochałam szczerze, z całego serca... nie zmieniało to jednak faktu, że prędzej czy później czułam, że jestem opcją B, że partner jest ze mną bo jestem bezpieczna, stabilna, przewidywalna, uczciwa, lojalna, odpowiedzialna. A nie dlatego, że rozpalam ogień, nie dlatego, że jestem tą, bez której nie można żyć. Byłam po prostu tą z którą można żyć wygodnie. Obserwowałam jak inni są wybierani, jak ktoś rezygnuje z wszystkiego dla miłości, jak ktoś walczy o związek, jak ktoś nie może żyć bez drugiej osoby, a potem ze smutkiem patrzyłam na swoje relacje. Nikt nigdy nie " zwariował " dla mnie. Nikt nigdy nie zaryzykował wszystkiego by ze mną być. Byłam zawsze bezpiecznym wyborem, nigdy wyborem serca. Pamiętam, że czasem testowałam granice, oddalałam się, czekałam czy ktoś za mną "pobiegnie" , ale nikt nigdy nie pobiegł. Nikt nie odczytał, że każdy mój test to desperackie wołanie... " Pokaż mi, że jestem twoim pierwszym wyborem ". Nigdy nie byłam "całym światem" dla nikogo, byłam zawsze dodatkiem, wsparciem, ratunkiem, fundamentem, ale nigdy całym domem.  Zawsze byłam tą, którą się szanuje, ale nie tą której się pożąda, tą którą się ceni, ale nie tą za którą się tęskni, tą do której się wraca, ale nie tą od której się nie odchodzi... Wieczne poczucie bycie drugą opcją jest bardzo frustrujące i obciążające. Świadomość, że byłam tylko potrzebna, ale niechciana, tylko użyteczna ale nie ukochana to rana , która nigdy się  nie goi, bez względu na to ile sukcesów udało mi się w życiu osiągnąć. To osobliwe, ale nikt nigdy nie pytał  mnie czy jestem zmęczona, nie dziękował za to co robiłam. Moje poświęcenie było dla innych czymś tak naturalnym jak oddychanie. Bez względu na to jak bardzo się starałam nikt nie widział ciężaru, który w milczeniu dźwigałam. Wszyscy oczekiwali ode mnie siły, stabilności, dojrzałości, ale nikt nie pytał jak się czuję w środku, czego pragnę, o czym marzę. Cóż nauczyłam się, że poleganie na innych to ryzyko, że okazywanie słabości to otwieranie się na ciosy, że zbytnie zaufanie daje ludziom moc by mnie zranić, zbytnie przywiązanie jest powodem bólu i cierpienia. Więc siłą rzeczy musiałam się opancerzyć i w pewnym momencie życia zdecydowałam, że nie mogę już czekać na innych, że muszę być swoim własnym fundamentem, swoim własnym gruntem, swoją własną przystanią. I udało mi się. Stałam się kimś silnym, stabilnym, skoncentrowanym, kimś kto planuje, dotrzymuje słowa, kto dźwiga odpowiedzialność, której wielu nigdy by nie uniosło. Kimś kto w oczach innych wydaje się niewzruszony, nie do złamania. Ale to była tylko fasada, która miała chronić moje wrażliwe wnętrze. Przyzwyczaiłam się do tego, że nikogo nie potrzebuję, tak bardzo, że zaczęłam czuć się nieswojo gdy  ktoś próbował się do mnie bardziej zbliżyć. Dam radę sama- to jedno, ale tu chyba chodziło o coś więcej. Wolałam cierpieć w samotności niż ryzykować kolejne rozczarowanie kimś. Wchodziłam w relacje z rezerwą, podświadomie testowałam, zawsze czekałam na moment, w którym druga osoba zawiedzie, opuści mnie, rozczaruje. Taka postawa oczywiście sprawiała , że oddalałam się od ludzi, zamykałam, opancerzałam. Inni czuli mój dystans, samowystarczalność  i też się oddalali . A wtedy oczywiście mogłam sobie powiedzieć . Wiedziałam... nikomu nie można ufać. Oczywiście , że w ten sposób powstaje tzw. " błędne koło". Zbroja, która mnie chroniła jednocześnie zabijała mnie w środku. Uniemożliwia bycie prawdziwie widzianą, bycie prawdziwie przyjętą, bycie kochaną. Nauczyłam się nie prosić, przełykać łzy, nie przeszkadzać, radzić sobie sama i z czasem stało się to takim zakorzenionym nawykiem, że przestałam to zauważać. Cierpiałam ale milczałam, byłam wyczerpana ale ukrywałam to. Potrzebowałam pomocy czy czegoś innego- czekałam aż inni to zauważą. Nigdy nie mówiłam o tym głośno. Bo prosić to stawiać siebie w niekorzystnej sytuacji, to pokazywać potrzebę, to eksponować wrażliwość, która może być użyta przeciwko mnie.  Więc starałam się być samowystarczalna, ale ta siła ma swoją wysoką cenę. Ceną jest głęboka samotność kogoś kto nie umie lub nie pozwala sobie być wspieranym. Koniec końców dotarło do mnie, że ludzie myślą, że zawsze mam się dobrze, że radzę sobie ze wszystkim, że niczego nie potrzebuję. Nikt nie wie co naprawdę się we mnie dzieje, ponieważ  to jest wizerunek, który sama zbudowałam i utrzymywałam. Zdałam sobie sprawę, że nie nie powinnam się złościć na innych , mieć do nich żalu o to, że nie jestem zaopiekowana, zrozumiana, widziana, bo tak naprawdę sama na to nie pozwoliłam... by nie okazać się słabą.  W rezultacie życie w ten sposób bardzo mnie zmęczyło i w którymś momencie poczułam, że muszę "opuścić gardę", muszę " zluzować zbroję" i przyznać przed sobą, że nie jestem niezwyciężona, że też potrzebuję ... To nie było łatwe.  Bo tak się złożyło, że wcześniej nie nauczono mnie jak ufać, jak się otwierać, jak prosić...i dlatego moja duma stała się tarczą, chłód językiem, racjonalność więzieniem. Wytrenowano mnie do stawiania oporu, pokonywania się i wspinania się.  Jednak mądrość mówi mi : JUŻ NIE MUSISZ DŹWIGAĆ WSZYSTKIEGO ! Możesz ODPUŚCIĆ, możesz zaufać, możesz żyć...już wystarczająco dźwigałaś. Zbyt wiele wymagałaś od siebie. Wymagałaś od siebie tego czego nikt nigdy nie zdołałby udźwignąć. Teraz nadszedł czas by nauczyć się na nowo. Nauczyć się odpoczywać bez poczucia bezużyteczności, popełniać błędy bez poczucia bycia porażką, kochać bez poczucia bycia rozproszoną. Żyć bez poczucia, że jesteś komuś coś winna, że dalej musisz się wspinać, itd. Jesteś wystarczająca taka jaka jesteś.

Naprawdę nic nie musisz , co najwyżej możesz... jeśli chcesz . 




piątek, 26 września 2025

Im szybciej dojrzejesz tym dla ciebie lepiej...

 


Znasz to ?

 




Można być otoczonym ludźmi a jednocześnie być samotnym, czuć, że nikt nie zauważa, że ty też potrzebujesz być dostrzeżony, zrozumiany czy np. utulony w swoim bólu. Masz wokół siebie całkiem sporo osób a mimo to czujesz, że tak naprawdę nikogo nie obchodzisz, nikt nie  rozumie jak bardzo się powstrzymujesz by nie wybuchnąć, nikt nie dostrzega, że czasami twoje milczenie bywa ukrytą prośbą o pomoc... A ty? Cóż... nieustannie wkładasz wysiłek w to by  nie dopuścić do przelania się twojej "czary goryczy " . A kiedy to czasem się zdarzy ... jasno widzisz, że nie rozumieją o co ci chodzi, prawie nikt nie rozumie głębi tego co czujesz.  Niestety większość ludzi widzi tylko powierzchownie.  Brak im uważności na drugiego człowieka, na to co on czuje. Brak słuchania tego, co ten drugi do nich mówi,  to obecnie bardzo powszechny problemem. Żyjemy w czasach udawania. Ludzi  nie interesują szczere relacje, lecz raczej osiągnięcie własnego celu.

wtorek, 23 września 2025

Cytat, który do mnie trafia...


 

..." Samotność jest niebezpieczna. Jest bardzo uzależniająca. Staje się nawykiem, gdy zdasz sobie sprawę, jak bardzo jest spokojna i cicha. To tak, jakbyś nie chciał mieć nic wspólnego z ludźmi, ponieważ cię męczą. "... 

Jim Carrey 

To oczywiste....

 


niedziela, 21 września 2025

Zamek w Gołuchowie...

 Zamek w Gołuchowie /wzniesiony przez Leszczyńskich/ - jego historia liczy ponad 400 lat. To miejsce wyjątkowe pod względem architektonicznym i historycznym- to główna atrakcja nie można jej pominąć ...


Fot. własne

Gołuchów...

 Gołuchów – historyczna wieś w powiecie pleszewskim. Ileż tu atrakcji do zobaczenia...można zwiedzać piękny park, Ośrodek Kultury Leśnej, oficynę, zagrodę żubrów, mini zoo- polecam.


Fot. własne

Moja Wola...

Moja Wola to urokliwa osada w Wielkopolsce, położona w malowniczej Dolinie Baryczy i na Wzgórzach Ostrzeszowskich. Oczarował mnie tu swoim pięknem wyjątkowy drewniany pałac myśliwski z 1854 r., wyłożony korą dębu korkowego /sprowadzonego z Portugalii/ – jeden z nielicznych takich obiektów w Europie. Niestety aktualnie nie ma szczęścia do właścicieli ...


Fot. własne

sobota, 20 września 2025

Pałac Ciechanowice...

 Pałac w Ciechanowicach /pow. kamiennogórski/ . Pieczołowicie odrestaurowany przez prywatnego właściciela, ale cena biletu wstępu do pałacu i ogrodu może odstraszyć.


Fot. własne

Boguszów Gorce...


 Fot.własne 

Boguszów Gorce... pow. wałbrzyski. Całkiem miłe miasteczko.

Kolejne odkrycie...

 Dwór Czarne w Jeleniej Górze...Renesansowy pałac zbudowany został w 1559 r. przez Caspara Schaffgotscha w dawnej wsi podmiejskiej Czarne, włączonej do Jeleniej Góry w 1973 r.


Fot. własne

Młodość w drugim gatunku...

 " Życie jest czymś, co przydarza się nam w czasie, kiedy jesteśmy zajęci planowaniem innych rzeczy" / Anthony de Mello/ . Jakże p...