Zdrowa relacja nie przypomina emocjonalnego rollercoastera. Nie wywołuje lęku, ulgi, euforii, wściekłości i rozpaczy w jednym tygodniu. Zdrowa relacja daje spokój, zaufanie i poczucie, że można być sobą bez strachu, że za chwilę wszystko runie. Niestety, nie wszyscy posiadamy tę z pozoru oczywistą wiedzę. Dlaczego ? Bo może wzorzec relacji w jakim wyrastaliśmy i którym przesiąkliśmy był daleki od tego zdrowego modelu ? A skoro był, to bez cienia wątpliwości odbiło się to na naszej emocjonalności, dopiero kształtującej się osobowości. Niska samoocena, brak poczucia wartości, niska samoświadomość, brak wiary w siebie, skłonność do emocjonalnego uzależniania się itp. Z tym wszystkim idziemy w dorosłe życie. Nieświadomi swoich problemów, niedoinwestowań emocjonalnych, niedowartościowań, głodni miłości, zauważenia, docenienia i wszystkiego tego czego nie dano nam wcześniej. Ładujemy się w związki z głębokim przeświadczeniem, że teraz będzie inaczej, że wreszcie on nas pokocha tak jak ona /matka/ on /ojciec/ nie potrafili. No i spotykamy swojego "wybawcę". Zaczyna się od intensywnej więzi, w której wszystko wydaje się wyjątkowe — on nas rozumie bez słów, relacja rozwija się błyskawicznie, emocje są skrajne, ale fascynujące. Po pewnym czasie pojawiają się jednak pierwsze zranienia: chłód, krytyka, odrzucenie. Wkrótce po nich są przeprosiny, gesty bliskości i czułości, słowa, które znoszą ból i dają poczucie, że "to jednak miłość". Taki cykl – cierpienie, pojednanie, ulga – działa jak emocjonalny narkotyk. Po każdym bólu przychodzi moment przyjemności, który wzmacnia więź jeszcze bardziej. To działa jak mechanizm warunkowania tu po bólu zawsze przychodzi nagroda. Wystarczy kilka chwil czułości, by zapomnieć o wcześniejszych łzach. Bo nie chodzi o to, że zawsze jest źle. Chodzi o to, że czasem bywa dobrze. I właśnie ta nieregularność sprawia, że od relacji trudno się uwolnić. Każdy dobry moment utwierdza w przekonaniu, że "tym razem będzie inaczej". To przypomina zachowanie hazardzisty, który z uporem maniaka wraca do kasyna wierząc, że tym razem się odegra. I tak, z czasem tkwiący w toksycznej relacji nie potrafi już odróżnić miłości od uzależnienia, a potrzeba intensywnych emocji staje się silniejsza niż potrzeba spokoju. Uwikłani w taki związek doświadczają nieustannej huśtawki między czułością a odrzuceniem, nadzieją a rozczarowaniem. Z zewnątrz wygląda to jak namiętna relacja pełna pasji, ale w rzeczywistości to emocjonalne uzależnienie, które trzyma mocniej niż prawdziwe uczucie. Tkwiący w traumatycznej relacji zwykle zdaje sobie sprawę, że ta relacja mu szkodzi, nie czuje się w niej bezpiecznie. Wie, że zaufanie zostało nadwyrężone, a mimo to w niej tkwi. A nawet jeśli zdobył się na to by odejść to najczęściej wraca. Obserwator zewnętrzny powie "brak rozsądku". Psychoterapeuci jednak mają odmienne zdanie. Tłumaczą, że to nie brak rozsądku, lecz efekt działania chemii mózgu. Wzloty i upadki emocjonalne powodują gwałtowne wyrzuty dopaminy i kortyzolu – hormonów odpowiedzialnych za przyjemność i stres. Po rozstaniu poziom tych hormonów spada, a ciało dosłownie domaga się "kolejnej dawki" emocji. To co wydaje się tęsknotą w istocie nią nie jest...gdyż tęsknimy nie za osobą, lecz za reakcją, którą w nas wywoływała. No i mamy odpowiedź na nasze pytanie "Dlaczego nie odchodzą". Toksyczna relacja potrafi uzależniać tak samo jak substancje chemiczne – daje krótkotrwałe ukojenie i długofalowe zniszczenie.
Sznurówka
„Każdy widzi świat inaczej”.
piątek, 21 listopada 2025
Dlaczego nie odchodzą...
środa, 19 listopada 2025
Pogarda w związku to rozpad relacji...
wtorek, 18 listopada 2025
Zrozumieć siebie...
Bywa, że dopiero po rozstaniu niektórzy ludzie uświadamiają sobie, że naprawdę tego kogoś kochali. I gdy wydawać by się mogło, że emocje powinny już wygasać, im nagle odpalają się ze zdwojoną siłą: tęsknota, idealizacja, wspomnienia, które teraz wydają się im piękniejsze niż były w rzeczywistości. Okazuje się, że naukowcy i na to mają wytłumaczenie. Badania amerykańskiej neurobiolożki Helen Fisher pokazują, że po rozstaniu z partnerem w mózgu aktywują się te same obszary, które odpowiadają za uzależnienie od substancji psychoaktywnych. To dlatego nie możemy przestać sprawdzać, czy nasz on już coś wrzucił do neta, czy może dzwonił, to dlatego wciąż o nim śnimy, myślimy i to dlatego piosenka przypomina nam tamten czas. Miłość – a właściwie jej brak – działa jak emocjonalny detoks. Wówczas miotamy się emocjonalnie, zachowujemy się mało racjonalnie, sami nie wiedząc co z tym zrobić... w rzeczywistości to jest właśnie reakcja na odstawienie. Bo gdy obiekt uczuć znika, nasz mózg – przyzwyczajony do codziennej dawki dopaminy – próbuje odzyskać równowagę. Dlatego tak łatwo wtedy o idealizację: pamiętamy to, co dobre, a zapominamy lub wypieramy, dlaczego ta relacja tak naprawdę się skończyła. Niektórzy zachowują się tak jakby dopiero po rozstaniu zakochali się w eksie, inni wracają do swoich byłych partnerów, wierząc, że to "druga szansa". Jeszcze inni – po prostu pozwalają temu uczuciu wybrzmieć, by iść dalej. Bywa, że niektórzy przeżywają to mocniej niż inni. Dużą rolę odgrywa tu też nasz styl przywiązania. By jednak nie wchodzić w szczeguły powiem krótko. Badania pokazują, że sposób, w jaki reagujemy na stratę, nie zależy od siły uczucia, lecz od tego, jak radzimy sobie z jego brakiem. Dlatego jedni potrzebują symbolicznego "detoksu", inni długo "przeżuwają" to co ich spotkało i ciągle wracają myślami, aż zrozumieją, że kochali nie osobę, a emocje, które ona dawała/wywoływała. I choć brzmi to paradoksalnie, to jedmak należy powiedzieć też, że to doświadczenie może być ważnym etapem rozwoju emocjonalnego. Bowiem pokazuje, jak działa nasz mózg, jak silną mamy potrzebę więzi, a także jak często mylimy miłość z uzależnieniem od emocji...
sobota, 15 listopada 2025
W polityce - nawet anioł staje się dziwką...
Staram się obserwować ze stoickim spokojem naszą ojczystą rzeczywistość społeczno - polityczną... choć to nie jest takie łatwe jakby się z pozoru wydawało. Niestety zachować spokój jest bardzo trudno - to po pierwsze, a po drugie co i rusz w mojej głowie pojawia się zasadnicze pytanie. Dlaczego idioci tak łatwo dochodzą do władzy, a mądrzy są spychani na margines? Postanowiłam więc podjąć próbę znalezienia odpowiedzi. Polityka jakby się mogło wydawać to zaszczytna misja, obowiązek a nie sposób na zrobienie kariery, zapewnienie sobie niezasłużonych przywilejów i zaspokojenie własnej próżności. Niestety polityką zajmują się niemal zawsze ci, którzy myślą przeciwnie. W ludziach często ujawnia się swoista zależność... im bardziej pusty człowiek tym mocniej pragnie władzy. Ta żądza władzy jednak nie wypływa z mądrości i siły, lecz z słabości. A co tragiczniejsze , społeczeństwo zdaje się faworyzować niekompetentnych, autorytarnych, dwulicowych. Większość ludzi niestety nie kieruje się rozumem lecz strachem, pożądaniem i ignorancją. A gdy te impulsy dominują w przestrzeni publicznej, polityka degeneruje, przestaje być areną dla ćwiczeń cnót zbiorowych, a staje się sceną, na której próżności tańczą dla publiki spragnionej łatwych obietnic. Sceną, owładniętą interesami osobistymi, nieokiełznanymi namiętnościami. Tu kluczem jest demagogia. Demagogia toruje drogę idiotom u władzy, bo ona zamienia mądrość na pozory, prawdę na emocje, sprawiedliwość na aplauz. Przestrzeń publiczna staje się sceną marketingu, gdzie wygrywa nie najmądrzejszy ale ten najbardziej performatywny, wiedzący co, kiedy i komu obiecać by zmienił zdanie i zagłosował. Etykę w zasadzie usunięto z polityki, została strategia, manipulacja, cynizm, chamstwo. Ci , którzy opanowali strategię nie zawsze mają charakter i kręgosłup moralny. Często mają tylko ambicję, żądzę władzy. Władza sama w sobie nie edukuje, tylko wzmacnia to co już jest. A więc jeśli człowiek nie zbudował wcześniej solidnej podstawy wewnętrznej to władza tylko go obnaża i deprawuje. Nie ulega wątpliwości, że polityka powinna opierać się na etyce i moralności, ale tu gołym okiem widać, że potrzebna jest edukacja, wychowanie jednostek w moralności. Bo tylko świadomi obywatele wybierają świadomych liderów. Niestety, dopóki edukacja będzie powierzchowna, dopóki cnota będzie wyśmiewana, a władza widziana jako cel sam w sobie, to najgorsi będą zajmować najwyższe stanowiska. A najlepsi ? Oni się wycofują, milczą, wahają się z przyzwoitości, zmęczenia otaczającą ich ignorancją, z obrzydzenia. Tymczasem idioci nacierają...bo oni nie mają wątpliwości, nie mają skrupułów, nie mają granic. Dlatego często rządzą nami najgorsi... nie siłą ale nieobecnością trzeźwości, nieobecnością moralnej odwagi, nieobecnością świadomych obywateli. Nieobecność mędrców stwarza ciszę, która autoryzuje idiotów. Nie przypadkowo struktury władzy wolą obywateli podzielonych, niedoinformowanych lub ogłupionych dezinformacją, emocjonalnie kruchych, słabo wykształconych. Bo lud , który myśli, kwestionuje i rozważa jest trudny do manipulacji. Ale lud uśpiony, zmęczony, pochłonięty podstawowymi troskami i zabawiany tanimi, trywialnymi rozrywkami - ten jest łatwy do poprowadzenia. Ignorancja stała się więc metodą. Dobra polityka zależy od wykształconych obywateli z poczuciem sprawiedliwości i zdolnością do wnikliwego rozważania i namysłu. Dlatego, masy są utrzymywane w chronicznym stanie powierzchowności by nigdy nie zagroziły grze o władzę. Dziś dzieje się to z przerażającą efektywnością. Bowiem w naszych czasach nie trzeba cenzurować książek, wystarczy uczynić czytanie nieistotnym. Nie trzeba zabraniać myślenia krytycznego. Wystarczy je wyśmiać. Wystarczy przeciążać populację bezużytecznymi bodźcami tworząc stały stan umysłowego rozproszenia . W tym stanie nikt niczego nie zgłębia. Wszystko staje się memem, chwytliwą frazą, emocjonalną polaryzacją. Efekt to... środowisko w którym inteligencja jest duszona pustą rozrywką, a ignorancja nagradzana lajkami, brawami, stanowiskami. Gdy ignorancja zostaje zinstytucjonalizowana, a tak się niestety dzieje, staje się cnotą. I tak ten kto czyta jest zbyt intelektualny, kto kwestionuje jest przeciw. Kto wątpi jest wrogiem. Powoli myślenie jest odsuwane, staje się zbędne, znika z życia publicznego. Tymczasem idiota rośnie w siłę. W tym krajobrazie on błyszczy, bo nie musi być głęboki. Nikt od niego tego nie wymaga. Wystarczy, że jest prosty, głośny i wygodny. Arystoteles mawiał "Ignorant twierdzi, mądry rozważa". Niestety teraźniejsza polityka masowa woli ten pierwszy typ, bo ten co twierdzi z pewnością nawet nie wiedząc nic, jest bardziej przekonywujący dla tłumu niż ten kto myśli ostrożnie i rozważa. Myślenie jest odsuwane, bo jest trudne i niewygodne. W związku z tym idiota, bezkarnie mówi to co ludzie chcą usłyszeć, bez ciężaru, bez niuansów, bez głębi. Staje się symbolem ludu z ludu. Swój chłop, który nas rozumie. I tak idiota dochodzi do władzy. Nie pomimo ignorancji ale dzięki niej. Jestem przekonana, że w obecnej sytuacji, bardziej zasadnym wydaje się pytanie nie dlaczego idioci dochodzą do władzy... lecz co zrobić by głupota nie była główną kwalifikacją do rządzenia. Jak to powstrzymać ???
Podsumowując ...
Tytuł posta to cytat z M. Rakowskiego niegdysiejszego premiera. Zastanawiam się czy miał rację. Posiadanie kręgosłupa moralnego oznacza przecież posiadanie silnych zasad, wartości i poczucia uczciwości, które kierują postępowaniem człowieka. Zatem jeśli naprawdę ma się kręgosłup moralny to czy można ulec tak głębokiej deprawacji i demoralizacji ? Wydaje mi się , że W. Faulkner był znacznie bliżej prawdy ..." Jesteśmy jak stwory, które doktorzy hodują w laboratorium; żyją one obie bez kości i wnętrzności. Myśmy się też pozbyli swojego kręgosłupa, może uznaliśmy, że kręgosłup już jest niepotrzebny człowiekowi, że to niemodne mieć kręgosłup. Ale zostało miejsce, w którym ten kręgosłup był, i sam kręgosłup też gdzieś żyje i któregoś dnia wsadzimy go na stare miejsce. Nie wiem kiedy, nie wiem, jaki wstrząs będzie nam potrzebny, żeby to zrozumieć, ale któregoś dnia zrozumiemy, że to konieczne. "
piątek, 14 listopada 2025
Polanica Zdrój...
Fot. własne
Fot. własne
Polanica - Zdrój ...zapada zmrok, już świat ukołysany, Znów jeden dzień odfrunął nam jak ptak...
Prosto przed siebie...
W naturze nic nie jest idealne i wszystko jest idealne... niech ta podróż trwa ...
Fot. własne
Duszniki Zdrój...
Duszniki-Zdrój – miasto uzdrowiskowe w powiecie kłodzkim. Tu każdy znajdzie coś dla siebie...warto zaglądać .
Fot. własne
Radków...
Radków miasteczko w powiecie kłodzkim też ma swój urok i piękne położenie u podnóża Szczelińców .
Fot. własne
Zamek Ratno Dolne...
Zamek w Ratnie Dolnym /pow. kłodzki/ z XV/XVI wieku, przebudowany w latach: 1563, 1677, i na początku XX wieku... aktualnie trwają prace remontowe i nie wiadomo kiedy się zakończą .
Fot. własne
Bożków raz jeszcze ...
Niemcza ...
Niemcza /powiat dzierżoniowski/ to jedno z najstarszych miast w Polsce i na Dolnym Śląsku... Zapraszam na spacer po Niemczy.
Fot. własne
niedziela, 9 listopada 2025
Raz, dwa, trzy winien jesteś ty...
sobota, 8 listopada 2025
Wiesław Myśliwski ...
" Zresztą powiem ci, że i śmierć już nie jest tym, czym była. Był człowiek i go nie ma. I na jego miejsce już sto innych się wpycha. Nawet pamięć po nim zajmą. A dawniej, bracie, umarłeś, we wsi wyrwa zostawała, jakby w bruku. Ale dawniej, żeby tak powiedzieć, śmierć była przywiązana do ludzi. Wszyscy żyli całe życie w jednym miejscu, to śmierć jednego była jakby śmiercią wszystkich. A dzisiaj wszyscy w ruchu, to i śmierć w ruchu. A w ruchu jak na froncie. Z lewa, z prawa padają, a ty naprzód i naprzód. Mrą ludzie nie wiadomo na co, nie wiadomo kiedy, nie wiadomo, czy to jeszcze śmiercią da się nazwać. Nawet chorować się nie musi, bez przyczyny. Ot, zmęczył się człowiek i go nie ma. A dawniej się zmęczył, siadł na miedzy, odpoczął i żył dalej. Umieramy, bracie, że nie widać po nas śmierci. Nie raz nawet nie odróżnisz, czy ktoś umarł, czy jeszcze żyje. I nic już z tego nie masz, że umrzesz. Tylko z życia jeszcze ci się ma. To żyj, póki da się ".("Kamień na kamieniu")
piątek, 7 listopada 2025
czwartek, 6 listopada 2025
Emocjonalna sezonowość...
Każda pora roku przynosi ze sobą swój unikalny zestaw emocji, wrażeń i reakcji. Biologia mówi nam, że to coś więcej niż tylko subiektywne odczucia. Tak jest i z jesienią. Jesienią często doświadczamy obniżonego nastroju, spadku energii i większej potrzeby snu – rytm dobowy się przesuwa. Pojawiają się zaburzenia nastroju związane z przejściem z lata w jesień, a następnie w zimę. Malejąca ilość światła dziennego wpływa na wydzielanie melatoniny i serotoniny – dwóch neuroprzekaźników kluczowych dla jakości snu i równowagi nastroju. Coraz mniej słońca, niższe temperatury i krótsze dni zakłócają naszą wewnętrzną równowagę. Tak się niestety dzieje. Jednak świadomość tych skutków pozwala nam podejść do jesieni bardziej proaktywnie, a nie reaktywnie. A więc zamiast narzekać, możemy świadomie i aktywnie szukać rozwiązań i nowych dróg działania. Rozpoznanie subtelnego wpływu pór roku na nasze samopoczucie może utorować drogę do płynniejszego, bardziej uważnego przejścia przez ten czas. Bowiem zgoda na emocjonalną sezonowość jest wyrazem naszej psychicznej dojrzałości. A ta wymaga od nas łagodności wobec siebie. Uznania, że czasem mamy mniej sił, mniej zapału, gorszy nastrój, że zwyczajnie mamy do tego pełne prawo. I że to jest w porządku, przecież nie można non stop działać na pełnych obrotach. Nie ma więc niczego złego w pozwoleniu sobie na czucie tego, że ciało staje się wolniejsze, a umysł mniej skory do intensywnego wysiłku, że częściej pojawia się zmęczenie, znużenie, czasem smutek, melancholia, a nawet niepokój. Gdy dajemy sobie to przyzwolenie zaczynamy rozumieć, że to nasz umysł i ciało dają sygnał: "Zwolnij". A kiedy wiemy, że nasze odczucia są częścią naturalnego rytmu, łatwiej nam wtedy zrezygnować z osądu. Zamiast pytać siebie: "Co jest ze mną nie tak?", możemy zapytać: "Czego teraz naprawdę potrzebuję?". Innymi słowy, zamiast walczyć z tym stanem, możemy się nim zaciekawić i bliżej się mu poprzyglądać. Właśnie tutaj wkracza uważność / o której tyle mówimy/, która pomaga uświadomić sobie, że nie jesteśmy w tym sami, że to nie błąd systemu ani osobista porażka, lecz naturalna część cyklu. Jesień to ciche zaproszenie do łagodniejszego bycia. Początkowo ignorujemy to zaproszenie i próbujemy z tym walczyć. Chcemy być tacy sami jak latem: pełni planów, energii, gotowi do działania. A jednak coś w nas domaga się zatrzymania. Mniej światła na zewnątrz sprawia, że zaczynamy szukać go w środku. To jesień uczy nas, że nie wszystko trzeba robić szybciej i mocniej. Czasem wystarczy… po prostu być. Wystarczy zauważyć, że kiedy dni stają się coraz krótsze, a powietrze coraz bardziej rześkie i ostre, natura zaprasza nas do zwolnienia tempa. Do delektowania się pięknem zmian – nie tylko tych wokół, ale i tych wewnątrz nas...
Dlaczego nie odchodzą...
Zdrowa relacja nie przypomina emocjonalnego rollercoastera. Nie wywołuje lęku, ulgi, euforii, wściekłości i rozpaczy w jednym tygodniu. Z...













