poniedziałek, 29 września 2025

Spowiedź Koziorożca ...


 Najczęściej byłam bezpieczną przystanią dla wszystkich, ale sama nie miałam gdzie zawinąć ze swoimi bólami. Od dziecka byłam zawsze nad wiek dojrzała i odpowiedzialna, byłam tą która sama sobie poradzi więc nie wymagałam większej uwagi. Rodzice przekierowali swoją uwagę gdzie indziej, tam gdzie uważali, że jest bardziej potrzebna. Nauczyłam się już wtedy, że żeby otrzymać uwagę, czy choć namiastkę miłości muszę być bardziej użyteczna, muszę się bardziej starać. Nauczyłam się, że moja wartość leży w tym co mogę dać a nie w tym kim jestem. I tak w późniejszym życiu zawsze byłam tą, do której się przychodzi dzwoni, gdy się ma problem, gdy potrzebuje się pomocy...ale gdy chce się bawić, świętować, po prostu być z kimś to wtedy wybiera się kogoś innego, nie mnie. Jako dziecko otrzymywałam uwagę i jakąś aprobatę tylko gdy byłam dobra, odpowiedzialna, pomocna, bezproblemowa. Spontaniczność, zabawa, beztroska zostały uznane za coś na co nie mam prawa. Tylko osiągnięcia liczyły się naprawdę. W życiu dorosłym to przełożyło się na bardzo niską samoocenę,  na poczucie, że wszystko co robię to ciągle za mało, muszę  więcej, lepiej, by zasłużyć na uznanie, na miłość, na dostrzeżenie mnie itp. Pojęcie "miłość bezwarunkowa"  było dla mnie koncepcją totalnie abstrakcyjną. Nigdy nie byłam pierwszą osobą, o której inni pomyśleli. To było bardzo przykre. W miłości to bolało najbardziej. Bo zawsze kochałam szczerze, z całego serca... nie zmieniało to jednak faktu, że prędzej czy później czułam, że jestem opcją B, że partner jest ze mną bo jestem bezpieczna, stabilna, przewidywalna, uczciwa, lojalna, odpowiedzialna. A nie dlatego, że rozpalam ogień, nie dlatego, że jestem tą, bez której nie można żyć. Byłam po prostu tą z którą można żyć wygodnie. Obserwowałam jak inni są wybierani, jak ktoś rezygnuje z wszystkiego dla miłości, jak ktoś walczy o związek, jak ktoś nie może żyć bez drugiej osoby, a potem ze smutkiem patrzyłam na swoje relacje. Nikt nigdy nie " zwariował " dla mnie. Nikt nigdy nie zaryzykował wszystkiego by ze mną być. Byłam zawsze bezpiecznym wyborem, nigdy wyborem serca. Pamiętam, że czasem testowałam granice, oddalałam się, czekałam czy ktoś za mną "pobiegnie" , ale nikt nigdy nie pobiegł. Nikt nie odczytał, że każdy mój test to desperackie wołanie... " Pokaż mi, że jestem twoim pierwszym wyborem ". Nigdy nie byłam "całym światem" dla nikogo, byłam zawsze dodatkiem, wsparciem, ratunkiem, fundamentem, ale nigdy całym domem.  Zawsze byłam tą, którą się szanuje, ale nie tą której się pożąda, tą którą się ceni, ale nie tą za którą się tęskni, tą do której się wraca, ale nie tą od której się nie odchodzi... Wieczne poczucie bycie drugą opcją jest bardzo frustrujące i obciążające. Świadomość, że byłam tylko potrzebna, ale niechciana, tylko użyteczna ale nie ukochana to rana , która nigdy się  nie goi, bez względu na to ile sukcesów udało mi się w życiu osiągnąć. To osobliwe, ale nikt nigdy nie pytał  mnie czy jestem zmęczona, nie dziękował za to co robiłam. Moje poświęcenie było dla innych czymś tak naturalnym jak oddychanie. Bez względu na to jak bardzo się starałam nikt nie widział ciężaru, który w milczeniu dźwigałam. Wszyscy oczekiwali ode mnie siły, stabilności, dojrzałości, ale nikt nie pytał jak się czuję w środku, czego pragnę, o czym marzę. Cóż nauczyłam się, że poleganie na innych to ryzyko, że okazywanie słabości to otwieranie się na ciosy, że zbytnie zaufanie daje ludziom moc by mnie zranić, zbytnie przywiązanie jest powodem bólu i cierpienia. Więc siłą rzeczy musiałam się opancerzyć i w pewnym momencie życia zdecydowałam, że nie mogę już czekać na innych, że muszę być swoim własnym fundamentem, swoim własnym gruntem, swoją własną przystanią. I udało mi się. Stałam się kimś silnym, stabilnym, skoncentrowanym, kimś kto planuje, dotrzymuje słowa, kto dźwiga odpowiedzialność, której wielu nigdy by nie uniosło. Kimś kto w oczach innych wydaje się niewzruszony, nie do złamania. Ale to była tylko fasada, która miała chronić moje wrażliwe wnętrze. Przyzwyczaiłam się do tego, że nikogo nie potrzebuję, tak bardzo, że zaczęłam czuć się nieswojo gdy  ktoś próbował się do mnie bardziej zbliżyć. Dam radę sama- to jedno, ale tu chyba chodziło o coś więcej. Wolałam cierpieć w samotności niż ryzykować kolejne rozczarowanie kimś. Wchodziłam w relacje z rezerwą, podświadomie testowałam, zawsze czekałam na moment, w którym druga osoba zawiedzie, opuści mnie, rozczaruje. Taka postawa oczywiście sprawiała , że oddalałam się od ludzi, zamykałam, opancerzałam. Inni czuli mój dystans, samowystarczalność  i też się oddalali . A wtedy oczywiście mogłam sobie powiedzieć . Wiedziałam... nikomu nie można ufać. Oczywiście , że w ten sposób powstaje tzw. " błędne koło". Zbroja, która mnie chroniła jednocześnie zabijała mnie w środku. Uniemożliwia bycie prawdziwie widzianą, bycie prawdziwie przyjętą, bycie kochaną. Nauczyłam się nie prosić, przełykać łzy, nie przeszkadzać, radzić sobie sama i z czasem stało się to takim zakorzenionym nawykiem, że przestałam to zauważać. Cierpiałam ale milczałam, byłam wyczerpana ale ukrywałam to. Potrzebowałam pomocy czy czegoś innego- czekałam aż inni to zauważą. Nigdy nie mówiłam o tym głośno. Bo prosić to stawiać siebie w niekorzystnej sytuacji, to pokazywać potrzebę, to eksponować wrażliwość, która może być użyta przeciwko mnie.  Więc starałam się być samowystarczalna, ale ta siła ma swoją wysoką cenę. Ceną jest głęboka samotność kogoś kto nie umie lub nie pozwala sobie być wspieranym. Koniec końców dotarło do mnie, że ludzie myślą, że zawsze mam się dobrze, że radzę sobie ze wszystkim, że niczego nie potrzebuję. Nikt nie wie co naprawdę się we mnie dzieje, ponieważ  to jest wizerunek, który sama zbudowałam i utrzymywałam. Zdałam sobie sprawę, że nie nie powinnam się złościć na innych , mieć do nich żalu o to, że nie jestem zaopiekowana, zrozumiana, widziana, bo tak naprawdę sama na to nie pozwoliłam... by nie okazać się słabą.  W rezultacie życie w ten sposób bardzo mnie zmęczyło i w którymś momencie poczułam, że muszę "opuścić gardę", muszę " zluzować zbroję" i przyznać przed sobą, że nie jestem niezwyciężona, że też potrzebuję ... To nie było łatwe.  Bo tak się złożyło, że wcześniej nie nauczono mnie jak ufać, jak się otwierać, jak prosić...i dlatego moja duma stała się tarczą, chłód językiem, racjonalność więzieniem. Wytrenowano mnie do stawiania oporu, pokonywania się i wspinania się.  Jednak mądrość mówi mi : JUŻ NIE MUSISZ DŹWIGAĆ WSZYSTKIEGO ! Możesz ODPUŚCIĆ, możesz zaufać, możesz żyć...już wystarczająco dźwigałaś. Zbyt wiele wymagałaś od siebie. Wymagałaś od siebie tego czego nikt nigdy nie zdołałby udźwignąć. Teraz nadszedł czas by nauczyć się na nowo. Nauczyć się odpoczywać bez poczucia bezużyteczności, popełniać błędy bez poczucia bycia porażką, kochać bez poczucia bycia rozproszoną. Żyć bez poczucia, że jesteś komuś coś winna, że dalej musisz się wspinać, itd. Jesteś wystarczająca taka jaka jesteś.

Naprawdę nic nie musisz , co najwyżej możesz... jeśli chcesz . 




piątek, 26 września 2025

Im szybciej dojrzejesz tym dla ciebie lepiej...

 


Znasz to ?

 




Można być otoczonym ludźmi a jednocześnie być samotnym, czuć, że nikt nie zauważa, że ty też potrzebujesz być dostrzeżony, zrozumiany czy np. utulony w swoim bólu. Masz wokół siebie całkiem sporo osób a mimo to czujesz, że tak naprawdę nikogo nie obchodzisz, nikt nie  rozumie jak bardzo się powstrzymujesz by nie wybuchnąć, nikt nie dostrzega, że czasami twoje milczenie bywa ukrytą prośbą o pomoc... A ty? Cóż... nieustannie wkładasz wysiłek w to by  nie dopuścić do przelania się twojej "czary goryczy " . A kiedy to czasem się zdarzy ... jasno widzisz, że nie rozumieją o co ci chodzi, prawie nikt nie rozumie głębi tego co czujesz.  Niestety większość ludzi widzi tylko powierzchownie.  Brak im uważności na drugiego człowieka, na to co on czuje. Brak słuchania tego, co ten drugi do nich mówi,  to obecnie bardzo powszechny problemem. Żyjemy w czasach udawania. Ludzi  nie interesują szczere relacje, lecz raczej osiągnięcie własnego celu.

wtorek, 23 września 2025

Cytat, który do mnie trafia...


 

..." Samotność jest niebezpieczna. Jest bardzo uzależniająca. Staje się nawykiem, gdy zdasz sobie sprawę, jak bardzo jest spokojna i cicha. To tak, jakbyś nie chciał mieć nic wspólnego z ludźmi, ponieważ cię męczą. "... 

Jim Carrey 

To oczywiste....

 


niedziela, 21 września 2025

Zamek w Gołuchowie...

 Zamek w Gołuchowie /wzniesiony przez Leszczyńskich/ - jego historia liczy ponad 400 lat. To miejsce wyjątkowe pod względem architektonicznym i historycznym- to główna atrakcja nie można jej pominąć ...


Fot. własne

Gołuchów...

 Gołuchów – historyczna wieś w powiecie pleszewskim. Ileż tu atrakcji do zobaczenia...można zwiedzać piękny park, Ośrodek Kultury Leśnej, oficynę, zagrodę żubrów, mini zoo- polecam.


Fot. własne

Moja Wola...

Moja Wola to urokliwa osada w Wielkopolsce, położona w malowniczej Dolinie Baryczy i na Wzgórzach Ostrzeszowskich. Oczarował mnie tu swoim pięknem wyjątkowy drewniany pałac myśliwski z 1854 r., wyłożony korą dębu korkowego /sprowadzonego z Portugalii/ – jeden z nielicznych takich obiektów w Europie. Niestety aktualnie nie ma szczęścia do właścicieli ...


Fot. własne

sobota, 20 września 2025

Pałac Ciechanowice...

 Pałac w Ciechanowicach /pow. kamiennogórski/ . Pieczołowicie odrestaurowany przez prywatnego właściciela, ale cena biletu wstępu do pałacu i ogrodu może odstraszyć.


Fot. własne

Boguszów Gorce...


 Fot.własne 

Boguszów Gorce... pow. wałbrzyski. Całkiem miłe miasteczko.

Kolejne odkrycie...

 Dwór Czarne w Jeleniej Górze...Renesansowy pałac zbudowany został w 1559 r. przez Caspara Schaffgotscha w dawnej wsi podmiejskiej Czarne, włączonej do Jeleniej Góry w 1973 r.


Fot. własne

Znowu w drodze ...


 Fot. własne

Pałac Paulinum w Jeleniej Górze ...Obecnie w pałacu mieści się hotel, restauracja oraz centrum konferencyjne. Pałac otacza rozległy park.

czwartek, 18 września 2025

Najlepszą zemstą jest barak zemsty...


 

Najlepszy sposób na zemstę to nie stać się podobnym 

do tego, kto ci wyrządził krzywdę...

Szanować siebie...


Szanować siebie to największy gest niezależności. To powiedzieć światu. Nie ważne co mówią czy robią inni, ja wiem kim jestem i żyję zgodnie z tym...

środa, 17 września 2025

Obserwując samą siebie...

 


 Zauważyłam, że nie lubię już, gdy ktoś przychodzi do mojego domu. Sama też nie lubię spotykać się z kimś w jego domu. Gdy byłam młoda, lubiłam gości... wydawało mi się to naturalne, że dom winien być otwarty, częstowałam "czym chata bogata", cieszyło mnie, że ludzie czują się u mnie dobrze. Jasne, że było to czasem męczące, ale było to całkiem przyjemne zmęczenie. Po sześćdziesiątce wszystko się zmieniło. Z wiekiem wykształciłam w sobie poczucie, że mój dom to tylko moja przestrzeń i nie mam ochoty wpuszczać do niej nikogo. Nawet bliskich osób. Nawet jeśli przychodzą z dobrymi intencjami. Czuję niepokój, gdy dzwoni telefon i ktoś mówi: "Wpadniemy do ciebie". A po głowie zaczynają tłuc się pytania: "Po co? Na jak długo? Co powinnam powiedzieć lub zrobić?". Jestem zła na siebie, że w ogóle odebrałam ten telefon, mam ochotę się schować, wymyślić jakąś wymówkę. Zauważyłam, że obecność innej osoby w domu zakłóca mój spokój, mój osobisty rytm życia. Kiedy przychodzą moje dzieci z wnukami, wszystko wydaje się inne. Czekam na nich, tęsknię. Ale nawet z nimi jest tak samo. Cieszę się, że są, ale po pewnym czasie hałas i chaos jaki wtedy powstaje zaczyna mnie męczyć. I zazwyczaj kiedy odchodzą, czuję ulgę. Mogę znowu oddychać, znów być sobą. Chodzić po domu w starym szlafroku, w ciszy, pić herbatę, bez pośpiechu, w swoim tempie robić to co chcę,  i nie musieć nigdzie iść, albo iść tam gdzie mam ochotę. Zdaję sobie sprawę, że z wiekiem mam mniej energii na spotkania towarzyskie. Gdy ktoś jest w domu, muszę rozmawiać, uśmiechać się, podtrzymywać konwersację, być "gospodynią". Problem w tym, że ja już nie chcę grać tej roli. Jestem tym zmęczona. Nie mam siły udawać gościnności, gdy w środku czuję pustkę lub znużenie. W samotności jest mi spokojniej. Mogę porozmawiać z dziećmi przez telefon, spotkać się z koleżanką w kawiarni, pojechać na wycieczkę lub pójść na spacer do parku. Ale już prawie nigdy nie zapraszam nikogo do domu. Kiedyś myślałam, że to nie jest normalne, że jakoś tak stwardniałam, że może to starość daje znać o sobie, a może samotność. Ale w końcu zrozumiałam, że to nie choroba ani nie kaprys... że to moje prawo. Mam prawo chronić swoją przestrzeń. Mój dom jest moim azylem, ostoją spokoju, bezpieczeństwa, gdzie czuję się naprawdę sobą i oddaję się swoim pasjom lub odpoczywam. To miejsce, gdzie mogę być autentyczna, gdzie nie muszę odgrywać żadnej roli przed nikim. A więc to ja decyduję, kto może przekroczyć mój próg. I najczęściej odpowiadam: nikt. Mówiono mi: " Zobaczysz, zostaniesz sama". A ja od dawna już, by nie rzec , że przez większą część życia jestem sama, ale w tej samotności znajduję spokój. Oczywiście, że jak każdy, czasem pragnę rozmowy, przytulenia kogoś, jakiegoś towarzystwa, przyjemnej odmiany w codziennej rutynie. Wtedy na różne sposoby wychodzę do ludzi, do świata. Ale swój dom zostawiam tylko dla siebie. Z zewnątrz może to wydawać się dziwnie. Możliwe, że ktoś mnie oceni i powie: " Egoistka, na starość już całkowicie skoncentrowała się na sobie". Szczerze ?  Mało mnie to wzruszy, gdyż osobiście uważam, że to jest przejaw dojrzałości właśnie. Przeżyłam zbyt wiele lat dla innych. Opiekując się, pomagając, ratując, wspierając, gotując, przyjmując, zabawiając. A teraz chcę żyć w spokoju dla siebie.Czasem zadaję sobie pytanie: czy to oznaka zmęczenia, samotności, czy może jednak zwyczajne pragnienie kobiety w moim wieku, by po prostu chronić siebie, swój świat i nie wpuszczać do niego byle kogo?

poniedziałek, 15 września 2025

Morskie Oko...

 Dotarłam na własnych nogach / choć kondycja już nie ta/ 😄 Warto było 👍😄



Fot. własne

Z trasy do Morskiego Oka ...

 Jakby się kto pytał ...konie nadal ciężko pracują na swoich górali.


Fot. własne


Fot.własne

Zakopane ...

 

Fot. własne

Miniony weekend spędziłam w Zakopanem . To widok z balkonu mojej kwatery.


Fot. własne

Standardowo Krupówki czyli reprezentacyjny deptak w Zakopanem trzeba było zaliczyć 😄

sobota, 6 września 2025

"Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane"...

 


Niestety rodzice bardzo często wpatrują się w swoje pociechy, jak we wzory doskonałości. Patrzą na nie bezkrytycznie. Chronią je przed światem,  trzymają "w bańce", "pod kloszem" lub rozpościerają nad nim wielki "parasol ochronny" wierząc, że "bezstresowe wychowanie" jest tym czego ich dziecko potrzebuje najbardziej. Wiedzeni dobrymi intencjami rodzice często nie są świadomi tego, że takie wychowanie ma zgubny wpływ na dziecięcą psychikę, że skazują tym swoje "maleństwa" (nawet nastoletnie) na pewną formę niepełnosprawności. Przegięcia nigdy nie są dobre...fajnie byłoby o tym pamiętać. I tak, nadmiar wygody może deformować charakter młodego człowieka, prowadząc do osłabienia odporności, braku zaradności, lenistwa i roszczeniowości, a także utrudniając rozwój empatii i umiejętności społecznych. Młody człowiek, który nie doświadcza trudności, może mieć problem z docenianiem tego, co ma, i z radzeniem sobie w sytuacjach kryzysowych, co skutkuje mniejszą odpornością psychiczną. Jak nadmiar wygody wpływa na charakter młodego człowieka? To proste, brak konieczności zmagania się z trudnościami sprawia, że młody człowiek nie uczy się pokonywać przeszkód, co prowadzi do słabszej odporności psychicznej i trudności z samodzielnym rozwiązywaniem problemów. Wygoda może sprzyjać bierności i przekonaniu, że wszystko się należy, zamiast zachęcać do wysiłku i dążenia do celu. Kiedy młody człowiek nie doświadcza braków ani konieczności dzielenia się, może mieć trudności z rozumieniem potrzeb innych i okazywaniem empatii. Osoby przyzwyczajone do nadmiaru wygody często mają trudności z docenianiem tego, co posiadają, i traktują to jako coś oczywistego. Mało tego stają się roszczeniowi i żądają więcej. Brak konieczności współpracy i rozwiązywania konfliktów ogranicza rozwój umiejętności społecznych, takich jak negocjacje czy kompromis czy w ogóle umiejętności nawiązywania poprawnych relacji rówieśniczych. Dzieciak, który nie musi odkładać pieniędzy na wymarzoną zabawkę, nie uczy się cierpliwości, wytrwałości i poświęcenia. Młody człowiek, któremu wszystko jest podane na tacy, może mieć problemy z samodzielnym zaplanowaniem i wykonaniem zadania. Osoba, która zawsze otrzymuje to, czego chce, może mieć trudności z zaakceptowaniem odmowy lub porażki w przyszłości. Podsumowując: Wygoda, choć dla wielu brzmi kusząco, w nadmiarze może być szkodliwa dla rozwoju młodego człowieka, odbierając mu szansę na naukę i wzrost poprzez doświadczanie wyzwań. Kiedyś panował kult twardego wychowania oczywiście nie chodzi mi o to, by np.  przywracać wzorzec spartański. Chcę tylko powiedzieć, że dawniej rodzice nie usuwali tak pilnie każdej przeszkody sprzed nóg swoich latorośli za to  teraz niestety zbyt mocno przeginają w drugą stronę. Co widać w szkołach, na ulicach, w miejscach pracy w zasadzie wszędzie. Bo przecież pokolenie zakloszowanych weszło już, bądź wchodzi w dorosłe życie. Niestety te już dorosłe "dzieci spod klosza",  mają trudności z samodzielnością, budowaniem własnej tożsamości i relacjami społecznymi, często  często charakteryzując się niskim poczuciem własnej wartości, stresem i lękiem. Ten styl wychowania sprawił, że  ciągle są uzależnieni od rodziców i niezdolni do przejęcia kontroli nad własnym życiem.  Powiedziałabym, że "bawią się w dorosłość", ale dojrzali nie są... a to, jest psychiczną konsekwencją wychowania pod "wielkim parasolem ochronnym", w wygodnym puchu. Zderzenie z prawdziwym życiem dla takich osób jest bardzo bolesne..nie są na to przygotowane. Bo przecież do niedawna jeszcze tatuś z mamusią z wielkim zaangażowaniem prześcigali się w usuwaniu wszelkich paproszków z drogi swojego dziecka.  Bo jeżeli ktoś przez 20 lat swojego życia miał podawany pod nosek chlebek z szyneczką krojony w kwadraciki, żeby skórki nie trzeba było gryźć, to potem gdy sam otwiera lodówkę dostaje zapalenia płuc. A co dopiero kiedy dołoży się do tego świadomość, że świat, łącznie z rodzicami, oczekuje od od niego sukcesów, wspaniałych osiągnięć, to wpada w impas, z którego strasznie ciężko jest mu wyjść samodzielnie...


piątek, 5 września 2025

Zapamiętaj...

 


Wtedy zaczynają nami kręcić. Kompleksy są niczym wirus, potrafią opanować naszą psychikę i zatruć samoocenę oraz poczucie własnej wartości. Są powodem wielu negatywnych emocji w naszym życiu...

poniedziałek, 1 września 2025

Sokołowsko ... cz.2

 Sokołowsko... mówi się o nim "polskie Davos"...to niewielka ale i niebanalna wieś w Górach Suchych /gm. Mieroszów/ . Tu w dawnym uzdrowisku leczyła się cała Europa. Dziś w Sokołowsku działa Laboratorium Kultury profile picture, odbywają się festiwale : Sztuki Efemerycznej Konteksty, Filmowy Hommage a Kieślowski, Muzyczny "Sanatorium dźwięku". Jeśli jeszcze nie trafiliście do tej niesamowitej wsi to koniecznie to zróbcie. Polecam... mnie oczarowało to miejsce.


Fot. własne

Sokołowsko ...

 Sokołowsko - dawne uzdrowisko zwane "Śląskim Davos". W 1855 roku dr Brehmer otworzył tu sanatorium o światowej renomie. Budynek spłonął w 2005 roku, ale na szczęście ten pomnik światowej medycyny dwa lata później wykupiła Fundacja Sztuki Współczesnej In Situ. Od lat prowadzi prace remontowe sanatorium, które teraz mieści w swoich murach Międzynarodowe Laboratorium Kultury.Postęp prac już widać i część budynku ze spiczastą wieżą prezentuje się już bardzo ładnie, ale, widząc skalę zniszczeń, właścicieli czeka jeszcze dużo pracy ... moje foty przedstawiają to co przetrwało czyli stan na dziś...


Fot. własne

Kilka kadrów ze Strzegomia ...

 


 Fot. własne

Pałac w Brzegu Dolnym...


 Fot. własne

Środa Śląska ...

 


Fot. własne

Refleksje nad przemijaniem...

 Fot własne Fot. własne I pomyśleć, że te badyle na polu jeszcze nie tak dawno były łanem kwitnących słoneczników...