Uzależnienie emocjonalne od drugiej osoby to odmiana utraty własnej samodzielności. Często trudne jest ono do wychwycenia, bo jest mylnie utożsamiane z miłością i oddaniem. Osoba uzależniona emocjonalnie traktuje partnera jako kogoś niezbędnego do życia, bez którego jej normalne funkcjonowanie nie jest możliwe. Bojąc się, że go utraci robi więc wszystko, by druga osoba była szczęśliwa. Staje się przy tym zaborcza. Owładnięta jest obsesją zaspokajania wszelkich potrzeb partnera. Robi wszystko, co w jej mniemaniu zapewni jej związkowi trwałość, poświęcając swój czas, tłumiąc swoje potrzeby i rezygnując z siebie, przesuwając swoje granice. Poświęca coraz więcej, byle tylko upewnić się, że nic się nie zmieni i ukochany jej nie zostawi. Chce mieć partnera na wyłączność, potrzebuje nieustannych dowodów przywiązania i wciąż musi słyszeć, że jest dla drugiej osoby ważna. Każde zwiększanie dystansu powoduje skrajne reakcje. Jej samoocena jest uzależniona od relacji z partnerem. To nie jest zdrowa relacja, to nie jest miłość, to lęk przed byciem samą, lęk przed byciem sobą. Lęk, że nie jesteś wystarczająca. Lęk, że jeśli nie masz tej osoby obok to nie istniejesz, nic nie znaczysz. Przypommij sobie : ten ucisk w żołądku, drżenie dłoni gdy nie wraca na czas, gdy nie ma od niego odpowiedzi, pisanie setek sms/ów, sprawdzanie ostatniego połaczenia po raz 15/ty itp. Uwierz to nie jest miłość. To niepokój. To emocjonalna zależność przebrana za uczucie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nikt ci nie powiedział , że można inaczej. Bo nikt cię nie nauczył jak kochać bez POTRZEBY. Jak być z kimś z WYBORU a nie z BRAKU. Dopóki mylisz lęk z miłością będziesz się kurczyć w relacjach zamiast wzrastać. Będziesz przycinać się do formy, dopasowywać się na siłę, byle tylko go zadowolić, byle ten ktoś cię nie zostawił. Będziesz rezygnować z siebie, żeby pasować. Będziesz zdradzać siebie bojąc się, że inaczej nikt cię nie wybierze. Takie zachowania to nie przejaw miłości to raczej desperacka próba uciszenia wewnętrznej pustki czyimś "jestem". To nie miłość to lęk w przebraniu. Myślisz sobie: "bez niego mnie nie ma", " bez niego nie wiem kim jestem", "bez niego nie potrafię oddychać"... ale to nie prawda. Nie umrzesz. Bez niego po prostu po raz pierwszy masz szansę zobaczyć siebie bez protez, bez podpórek, bez roli do zagrania. Owszem to boli, bo kiedy ten ktoś znika zostaje pustka. Tylko, że ta pustka to nie brak miłości, to brak ciebie w tym wszystkim. Bo całe życie się doginałaś, próbowałaś schować swój ból w cudzych ramionach, zagłuszyć samotność cudzym oddechem, zbudować poczucie własnej wartości na czyimś spojrzeniu, myliłaś bliskość z przylepieniem, miłość z ratunkiem, obecność z gwarancją... Tymczasem prawdziwa miłość nie mówi zostań bo bez ciebie się rozpadnę, bo bez ciebie nie umiem oddychać. Prawdziwa miłość nie zakłada kajdan ale dodaje skrzydeł. Prawdziwa miłość mówi idź jeśli musisz, a jeśli wrócisz to nie dlatego, że musisz ale dlatego, że chcesz. Prawdziwa relacja przemienia obie strony, pozwala im wzrastać, ale ty w tej relacji się nie przemieniłaś. Ty się zredukowałaś, wygładzałaś krawędzie, przycinałaś duszę do formatu AKCEPTOWALNE. Prawda zaś jest prosta...jeśli musisz przestać być sobą, żeby ktoś z tobą został to już jesteś sama. Zatem dopóki nie nauczysz się być sama, nie dowiesz się kim naprawdę jesteś gdy nikt nie patrzy. Dokąd nie zaakceptujesz prawdziwej siebie i nie poczujesz swojej wartości ... to każde czyjeś KOCHAM CIĘ dalej będzie dla ciebie ratunkiem a nie świadomym wyborem. Ciągle będziesz grzęznąć w niesatysfakcjonujących cię relacjach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz