Stojąc przed lustrem zastanawiasz się kim jesteś, czy to na pewno ta osoba, którą jesteś, czy też ta którą chcesz lub nie chcesz być. Czy to co właśnie widzisz, widzą inni ludzie, czy może widzą cię inaczej? Czy patrząc w lustro jesteśmy autentyczni? Niekoniecznie... najczęściej szukamy po prostu "dobrego lustra" najlepiej przyciemnionego. Gdyż w nim wyglądamy najkorzystniej. Patrząc w lustro, patrzymy sobie w oczy, widzimy jak obchodzi się z nami czas, oglądamy pojawiające się zmarszczki, poprawiamy makijaż przez wyjściem z domu, układamy włosy, sprawdzamy swoją atrakcyjność. Czasem się sobie podobamy, a czasem szybko odwracamy wzrok i nie chcemy na siebie patrzeć. Często tak jak w lustrze, tak i w życiu szukamy dobrego odbicia. Ot choćby potwierdzenia swojej atrakcyjności w oczach innych. Jedno zdanie krytyki potrafi nam zrujnować cały dzień. Nawet drobne uwagi bierzemy zbyt dosłownie. I dlatego właśnie lubimy "przeglądać się" w tych, o których wiemy, że nie powiedzą niczego co nie jest po naszej myśli. Szukamy poklasku, szukamy potwierdzenia, uznania. Jeżeli jednak istnieje choć cień ryzyka, że ktoś powie nam choć odrobinę nie to, co chcemy usłyszeć to wystrzegamy się go jak ognia piekielnego albo bagatelizujemy to co chce nam powiedzieć.... bo " co on tam wie". Cóż, wydaje się nam, że to najjaśniejsze światło, czyli prawda, nie jest dla nas dobre, bo nas rani, bo nas demotywuje, bo przez nią nie jesteśmy szczęśliwi, bo widać rysy na naszej "doskonałości". I co by nie powiedzieć z tą prawda tak jest. Prawda nas rani, poznajemy prawdę i szczęście znika. Kto z nas tego nie przeżył? Wtedy czujemy się tak jak czuliśmy się patrząc w lustro w pełni światła, że jesteśmy jacyś tacy "brzydcy, pełni zmarszczek". A przecież jeszcze przed chwilą gdy podziwialiśmy siebie w przyciemnionej tafli ...byliśmy doskonali. Chcemy się pławić w świetle miłych słów bo akceptacja prawdy o sobie nie przychodzi nam łatwo, nie lubimy czuć dyskomfortu. Nie doceniamy tego, że ktoś jest z nami szczery, mówi nam prawdę, mówi nam to co myśli, a nie owija w bawełnę. Tak po ludzku, boimy się usłyszeć o sobie coś negatywnego, bo to oznacza dla nas konieczność działania, wybór, czy my z tym chcemy coś zrobić czy też nie. I cokolwiek zrobimy (nic niezrobienie też jest wyborem) to już jest zmiana, a przecież zmian to my nie lubimy. Mamy własne wyobrażenie o sobie, o tym kim byśmy chcieli być. Nie akceptujemy siebie do końca. Czasem chcemy być inni, niż jesteśmy, żeby inni nas lubili, akceptowali, podziwiali itp. a nie dlatego, że chcemy się rozwijać. A szkoda. Bo rozwój oznacza akceptację prawdziwego siebie i pracę nad tym co nam w nas przeszkadza, czego się boimy. Elementem tej pracy jest to, że czasem, oprócz słów pochwały, możemy usłyszeć krytykę, innymi słowy konstruktywną informację zwrotną, coś negatywnego, co nam się nie podoba... i nie ma w tym nic złego, bowiem taka właśnie krytyka może okazać się dobrą bazą do dalszego rozwoju, motywem do zastanowienia się nad sobą...
Zawsze mamy jakieś wyobrażenie swojej osoby, tego, kim chcielibyśmy być, choć rzadko pokrywa się to z rzeczywistością. I oczywiste jest też, że nie każdy będzie nas lubił i chwalił, zawsze trafiamy na krytyków dlatego tak ważna jest akceptacja siebie, żeby wiedzieć kim się jest i dlaczego. Bo każdy człowiek jest ważny, jest inny. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTo prawda... chodzi o to by nie tworzyć mitycznego obrazu siebie. Znajomość siebie pozwala żyć w zgodzie ze sobą a to nadaje życiu większy sens... pozdrawiam :)
UsuńJak to mówią nie jestem zupa pomidorowa, żeby mnie każdy lubił, a znam ludzi, którzy i pomidorowej nie lubią. Trzeba się nauczyć siebie i zaakceptować to, że nie jesteśmy doskonali i nie będziemy. Żyć jakoś trzeba. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTak naprawdę mamy tylko siebie , dlatego to takie ważne by akceptować i lubić siebie, by rozwijać samoświadomość, by żyć w zgodzie z samym sobą...
Usuń