wtorek, 24 stycznia 2023

Najpiękniejsze w nas jest to co nas wyróżnia...

 Taka, jaka się urodziłaś, jaka jesteś, byłaś i będziesz. Po prostu "idealnie nieidealna".  Pora na akceptację siebie!

 Powinniśmy akceptować siebie jako całość. Nie dzielimy siebie na włosy, na oczy, na figurę, tylko mówimy sobie: "jestem w porządku, jestem osobą, która jest warta, żeby być szanowaną, żeby mieć towarzystwo wokół siebie".

Jeśli sami nie akceptujemy siebie, to trudno będzie nam budować głębokie i intymne związki z innymi. Akceptacja siebie to fundament naszego psychicznego dobrostanu. Każdy z nas miewa takie dni, gdy nie ceni siebie zbyt wysoko. Raz lubimy siebie, raz nie. I tak ma być – gdybyśmy odczuwali nieustanny zachwyt sobą, podobnie jak ciągłą pogardę, świadczyłoby to o poważnym psychicznym schorzeniu. Ale co innego chwilowy spadek samopoczucia, a co innego stałe krytykowanie siebie, umniejszanie swojej wartości i zatruwanie prostych życiowych przyjemności. Czyli: kompleksy. – Kompleks to wątpliwość, która przeobraża się w ból. Akceptacja siebie to podejście do całości swojej osoby ze zrozumieniem i troską, to coś więcej niż tolerancja – to szczerość z samym sobą. Nie jest to patrzenie na siebie przez palce, niedbałość o pracę nad sobą i lekceważenie uwag ze strony otoczenia, ale nie jest to także obrażanie siebie za np. "zbyt duży brzuch", za "zbyt wysoki lub niski wzrost", za "niezdany egzamin" itp. To raczej rodzaj realistycznego spojrzenia na swoje zarówno mocne jak i słabe strony i zaakceptowanie faktu, że je mamy w takiej, a nie innej konstelacji. Co z tym zrobimy dalej, to już zależy od naszych potrzeb, motywacji i cech osobowości. Akceptując siebie spokojnie patrzymy w lustro i stwierdzamy: "widzę, że mam nadwagę, zmarszczki, nienachalną urodę, ale nie będę się tym zadręczać, nie będę uważać, że one mnie dyskredytują i teraz już nikomu nie mogę się podobać, nie dostanę awansu, nie pójdę na plaże itp". Akceptacja to takie nadanie sobie piękna. To nie znaczy, że od razu mamy mdleć na swój własny widok w lustrze, tylko że po prostu mamy się czuć pięknym człowiekiem. A piękno to nie są ani ciuchy od projektantów, ani makijaż nie z tej ziemi, tylko taka atmosfera, energia, jaką wytwarzamy, dzięki której druga osoba czuje się z nami dobrze, bezpiecznie. To piękny umysł, to nasza osobowość, czy też to co w nas najlepsze co mamy do zaoferowania drugiej osobie. Krótko mówiąc, żeby inni mogli nas polubić, pokochać, najpierw my musimy polubić i pokochać siebie... To jest absolutnie prawda, ponieważ z naszej miłości własnej wynika, że my traktujemy siebie w odpowiedni sposób, i w ten sposób też dajemy sygnał innym ludziom, jak oni mają nas traktować. Czyli sposób, w jaki traktuję siebie, jest pewnego rodzaju "instrukcją obsługi" dla innych ludzi. Niestety czasami, sami się dewaluujemy zamiast wyrażać zdrowy szacunek dla siebie. Nie mylmy go  z jakimś pompatycznym, aroganckim zachowaniem. Szacunek do siebie jest traktowaniem siebie, jak kogoś ważnego. Innymi słowy nie stawiamy się niżej od innych, ani też nie wchodzimy w poczucie wyższości , bo przez to robimy się czasem aroganccy tak na wszelki wypadek. I w  ten sposób nie pomagamy sobie a wręcz odwrotnie, bardzo utrudniamy nawiązywanie relacji. Po prostu chcąc odnosić sukcesy w różnych obszarach życia, musimy czuć się na równi. Jasne, że chcemy być ważni dla innych ludzi. Bycie ważnym jest synonimem szacunku i uważności, jednak najpierw musimy nauczyć się być ważni dla siebie samych. Oznacza to, że musimy przestać się definiować np. wyglądem, przeszłością, niepełnosprawnością, problemami zdrowotnymi, wykształceniem, stanem konta czy posiadania w ogóle itp. Jeżeli coś ci się nie podoba w sobie to postaraj się to zmienić , jeśli nie możesz czy nie potrafisz tego zmienić to pogódź się z faktem i zaakceptuj. Taki jestem...mogę zdobyć dyplom mgr, ale z osobnika 165 cm w kapeluszu nie zrobię przystojniaka 195 cm. Owszem ktoś może nie zaakceptować nas i naszych takich czy innych problemów czy niedostatków i zrezygnować z relacji z nami, ale to wcale nie oznacza, że mamy przestać funkcjonować w świecie towarzyskim i emocjonalnym, że mamy się wstydzić i  ukrywać przed innymi,  bojąc się, że wyjdzie na jaw to co chcemy ukryć. Tymczasem to poczucie gorszości, nieatrakcyjności, bezwartościowości, skreślanie siebie no bo co ja tam sobą przedstawiam itp jest takim samoodrzucaniem się, któremu czasem oddajemy się z wielką pasją, choć absolutnie to nam nie służy. W konsekwencji, odrzucając siebie zaczynamy bać się podchodzić do innych ludzi, obawiać się nawiązywania relacji z nimi mimo iż ich bardzo potrzebujemy ...gdyż z góry ci inni ludzie wydają się nam lepsi od nas i niejako automatycznie pozycjonujemy się piętro niżej niż oni. Co już z samego założenia nie może dobrze rokować. Dlatego, jeśli chcemy kogoś poznać, wejść z nim w równorzędną relację to po 1/ musimy zaprzestać złego traktowania samego siebie. Po 2/ to musi być rozmowa człowieka z człowiekiem – bez jakiejś pozy, bez udawania, bez napinania się... za to z przeświadczeniem, że  też mam coś do zaoferowania, że jestem dobrym i wartościowym człowiekiem. 

Zatem zamiast coś w sobie zwalczać, czasem lepiej jest zaakceptować to, a może nawet docenić.  Jak np. Diana Vreeland, która w/g słów własnej matki "na urodę nie miała co liczyć". Dlatego też liczyła na siebie. Po latach, została legendarną redaktor naczelną amerykańskiego "Vogue’a" i w jednym z wywiadów powiedziała, że zawsze uważała za najpiękniejsze to, co nas wyróżnia. Masz 180 centymetrów wzrostu? Podkreśl to 10-centymetrowymi szpilkami! Twoja szyja jest ponadprzeciętnie długa? Upinaj wysoko włosy i noś głębokie dekolty! Sama miała dość nieregularne rysy, ale nigdy ich nie tuszowała, a włosy zaczesywała do tyłu. Smukłe, długie dłonie podkreślała doskonałym manicurem i liczną biżuterią, szczupłą sylwetkę ubierała w dopasowane, obcisłe stroje. Innymi słowy ze swoich "niedoskonałości" uczyniła atuty zamiast hodować gigantyczne kompleksy. I to jest właśnie sztuka ...

2 komentarze:

  1. nie trafia do mnie to podejście: postulat bezwarunkowej akceptacji siebie całościowo już na starcie... mamy prawo być niezadowolonymi z jakiejś swojej cechy, co więcej, niektóre z tych cech mogą działać na naszą niekorzyść, utrudniać nam życie w taki sposób, że ewidentnie nam szkodzić... a wtedy warto zawalczyć o siebie, zamiast popełniać samobójstwo na raty... czyli najpierw pewna autoanaliza: co chcemy zmienić, a czasem nawet musimy, a potem czy potrafimy to zrobić?... jeśli nie chcemy, to znaczy że akceptujemy... jeśli chcemy, ale nie możemy, wtedy dopiero można mówić o akceptacji i pracować nad tym... bezwarunkowo za to powinniśmy siebie (co najmniej) lubić, aby mieć chęć do przeprowadzenia tej całej (nieraz złożonej) operacji...
    to tak jak w opowieści, w której ktoś modli się do jakiegoś swojego boga, aby ten dał mu siłę do zmiany tego, co można zmienić, pokorę do akceptacji tego, czego nie można, oraz mądrość, aby potrafić odróżnić jedno od drugiego...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
  2. może problem jest w odmiennym rozumieniu terminu BEZWARUNKOWA AKCEPTACJA ??? :)

    OdpowiedzUsuń

Nie wystarczy po prostu żyć...

  "Nie ma większego syfu niż życie. Wstajesz rano, idziesz do roboty, wracasz do domu zmachany, uśmiechniesz się krzywo do baby, ochrza...