"Życie jest czymś, co przydarza się nam w czasie, kiedy jesteśmy zajęci planowaniem innych rzeczy" / Anthony de Mello/ . Jakże prawdziwe są te słowa ... zdawać by się mogło oczywiste a jednak człowiek o tym zapomina pędząc przez drogi i bezdroża życia. Bo tyle rzeczy ma do ogarnięcia, skupia się więc /jak mu się wtedy wydaje/ na priorytetach. "Jutra" zaś w kwestiach tych, które w jego ocenie takimi nie są... bo wydaje mu się, że ciągle ma czas, że jeszcze zdąży, później , kiedyś, innym razem. Też tak myślałam. A tu surprise! Życie lubi obdarowywać nas niespodziankami - nie koniecznie chcianymi. I tak, najpierw byłam młoda, młoda, młoda...aż zwyczajnie przyzwyczaiłam się do tego stanu permanentnej młodości. I tu przestroga. Niestety nic nie trwa wiecznie. Tak więc i ja pewnego pięknego poranka obudziłam się jako emerytka, z piątką wnucząt u boku. Wydawało mi się , że ledwie przymknęłam oko a tu całe życie gdzieś wsiąkło. Dopiero co byłam piękna i młoda, rodziłam i wychowywałam dzieci, biegałam do pracy, wszystko było na mojej głowie i barkach. A tu "budzę się" i słyszę: – Babciu, babciu pobaw się z nami. Zaczęłam zauważać, że młodzi chłopcy w autobusie ustępują mi miejsce. Mężczyźni mijają obojętnie ... jakbym była przezroczysta. Robię sobie selfie a wychodzi nie super zdjęcie, tylko jakieś kosmiczne nieszczęście. Coś mi mówi, że lepiej będzie wrzucić na profil zdjęcie własnego psa — bo i młodszy, i bardziej fotogeniczny. Koniaczek do kawy odpada bo... nadciśnienie. Bez czapki zimno. Jakby tego było mało, łapię się na tym, że zwykle będąc w opozycji do poglądów swojej nieżyjącej mamy przyznaję jej rację, że w rajstopach po mrozie chodzą tylko wariatki, a w szpilkach — samobójczynie. Rodzinne imprezy zaczynają nudzić, bo najlepiej — we własnym domu. Przypadkowe spotkanie na ulicy łysawego gościa, za którym trzydzieści lat temu z dziś nie zrozumiałych powodów szalałam, wprawia w zakłopotanie... i robię wszystko żeby mnie nie poznał. Niezaprzeczalnie wszystko to można określić terminem : postępujące starzenie się. Ktoś pewnie dorzuci ...pora się z tym pogodzić i zaakceptować! Jasne. I jeśli o mnie chodzi to oswajam swoją nową rzeczywistość...nawet całkiem dobrze się już w niej zadomowiłam. Zapewniam, że szklanka nadal jest do połowy pełna - jakby się ktoś pytał. A więc nie jest źle. Zawsze może być gorzej - mam tego świadomość. Pławiąc się w tej nowej rzeczywistości tak przy okazji odkryłam, że brak hormonów daje też coś pozytywnego. Bowiem w tym czasie nabywamy fantastyczną zdolność patrzenia na świat z trzeźwym realizmem. I tak, różowe okulary dawno mi się potłukły i wywaliłam je do śmieci. Z mojego życia zniknęły armie tych, którzy deklarowali przyjaźń na wieki, a pozostali tylko ci / raptem kilka osób/, którzy z jakichś powodów mają do mnie prawdziwy sentyment. Przestało mnie obchodzić, to co ludzie mówią...teraz to ludzie boją się, co powiem. Jestem już na tyle dorosła, że sama decyduję, gdzie mam talię i ile lat będę mieć dziś. Ciśnienie i waga — nie koniecznie mieszczą się w obowiązujących kanonach, w gnatach coś tam skrzypi, w krzyżu czasem łupie ale mimo to uśmiecham się szczerze do świata i ludzi. Robię tylko to na co mam ochotę i tylko wtedy kiedy chcę. Utrzymuję relacje tylko z tymi, z którymi mi po drodze. Cieszę się życiem... a wygląd ? Cóż ten zawsze można ograć strojem i makijażem - niezależnie od wieku. W tym wszystkim najistotniejsze jest nasze wnętrze to co w sobie zbudowaliśmy, to czym emanujemy. Nasza uroda jest pochodną tego blasku bądź jego braku. I tak sobie myślę, że to moje starzenie się to wcale nie jest jeszcze starość. To raczej taka młodość — drugiego gatunku. Przecież moje życie trwa dalej. Zatem... póki głowa pracuje a nogi mnie noszą to nadal ode mnie zależy jak i czy będę się z nim dogadywać...
Ta „młodość drugiego gatunku” bardzo mi się podoba. Jest jak nowy rozdział, a nie zakończenie poprzedniego. Z uśmiechem i z mądrością, która przychodzi z wraz z wiekiem i doświadczeniem. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDzięki za poświęcony czas i zrozumienie :) Pozdrawiam :)
Usuń