czwartek, 8 lutego 2024

Rodzinę ma się tylko jedną, bo dwóch nikt by nie zniósł...

 

A jak jest rodzina to i jej członkom przydzielono konkretne role do wypełnienia ...i o tym dziś małe co nieco. Rodzina  jest swoistym systemem, rządzącym się swoimi prawami i regułami, w którym każdy element, czytaj członek rodziny, ma ściśle określoną rolę. Jakiekolwiek zaburzenia lub zachwiania w tym systemie powodują ogromne konsekwencje dla wszystkich jej członków. Każdemu znane są takie role, jak rola: żony, matki, męża, ojca, dzieci, brata czy siostry. W zdrowej rodzinie dzieci mogą pozwolić sobie na pozostanie tym, kim być powinny, mając jednocześnie świadomość wsparcia i pewności ze strony opiekunów, żyją w stabilnym środowisku, co tworzy możliwie najlepsze warunki do prawidłowego rozwoju (tamże). Sprawy komplikują się gdy do rodziny wkradają się jakieś dysfunkcje. Pod tym pojęciem kryją się nie tylko patologie, molestowanie, przemoc fizyczna, psychiczna czy seksualna, ale i rodziny rozbite, rodziny gdzie naruszane są granice dziecka, gdzie nie obce jest wychowywanie poprzez bicie, szantaże i wyzwiska, rodziny gdzie potrzeby dziecka są skrajnie zaniedbywane, a zachowania, takie jak: szarpanie, bicie dzieci, bicie się rodziców lub awantury są chlebem powszednim. W tych rodzinach dzieci przyjmują określone role, dzięki którym system jest w stanie przetrwać. O jakich rolach mówię? Oto one: np. "bohater rodziny", "złote dziecko", "dziecko maskotka", "czarna owca", "kozioł ofiarny", "ratownik", "dziecko we mgle" itp. Częste są też miksy tych ról... wszystko zależy od sytuacji jakim dziecko musiało sprostać. 

   Zacznijmy od początku.

Przychodzimy na świat i kompletnie go nie “ogarniamy” Wydaje nam się, że matka i my, to jedno i to samo. Potem powoli uczymy się, że jednak niekoniecznie. Odkrywamy, że poza matką kręci się koło nas jeszcze jakaś bardziej kłująca jej wersja ... ojciec.  Potem długo jeszcze traktujemy tych dwoje jak bogów, którzy są wszechmocni i wszechwiedzący, bo bardzo jesteśmy od nich zależni. Często są jeszcze jacyś inni ludzie dookoła nas... są też i jacyś biegający mniejsi ludzie, którzy robią sporo hałasu... czyli ogarniamy, że mamy rodzeństwo i rodzinę. Skoro tak, to musimy sobie znaleźć w niej miejsce. Potrzebujemy przecież i to bardzo – poczucia bezpieczeństwa i przynależności. Bycia kochanymi. To podstawowe potrzeby, żeby poczuć się dobrze i spokojnie w świecie, którego nie znamy i nie rozumiemy. Będąc nieogarniającym małym człowieczkiem,  instynktownie wyczuwamy, co w tej konkretnej rodzinie możemy robić, aby stać się kochanymi i odnaleźć w niej jakieś swoje miejsce...  i tak oto w szalonym skrócie oczywiście, widzimy jak tworzą się role w rodzinie. Czyli coś w rodzaju indywidualnego zestawu zadań, przekonań i zachowań, które pełnimy w rodzinie, aby wspierać strukturę i równowagę, jaką sobie nasza rodzina wytworzyła. Raz przyjęte role rzadko podlegają zmianie. Utrzymanie ich jest bardzo ważne dla zachowania "równowagi" systemu rodzinnego, a jakikolwiek przejaw ingerencji czy chęci zmiany spotyka się najczęściej z dużym oporem i brakiem poparcia. Załóżmy, że poprzez działania czy podjęte decyzje któregoś z członków jego rola w rodzinie ulegnie zmianie. Przykładem może być tu sytuacja, gdy osoba będąca dotychczas np. w roli "dziecka we mgle", albo "kozła ofiarnego" poprzez terapię zacznie odzyskiwać własną tożsamość, nabierać pewności siebie i poczucia własnej wartości. Zmiana taka nie będzie jednak tym, czego system rodzinny oczekuje, jeśli więc taka osoba liczy na akceptację i poklepanie po plecach to jest w ogromnym błędzie. Każda rodzina ma swoją strukturę i sposoby osiągania równowagi. Nie oznacza to, że zawsze jest to struktura zdrowa. Taki przykład – w rodzinach alkoholowych, też jest pewna struktura i równowaga...każdy pełni podświadomie swoje role, aby ją zachować. Przykładowo może być niepisana umowa, że o uzależnieniu alkoholowym ojca, się nie rozmawia. Wiecie... udaje się, że problemu nie ma. Wprawdzie, w pokoju jest "ogromny słoń w różowe ciapki", który wpływa na wszystko w tej rodzinie, ale udajemy, że go nie widzimy, że go po prostu nie ma. Powiesz to niezdrowe... owszem masz rację, ale ta rodzina taki system sobie wytworzyła, jakoś w nim funkcjonuje, każdy w niej ma swoje zadanie, które zna i wypełnia. Dla nich jest w tym pewna stałość i przewidywalność, które w jakiś sposób dają poczucie bezpieczeństwa. Co ciekawe często zmiana tego systemu - np. w wyniku pójścia rodziny na psychoterapię jest dla nich czymś przerażającym. Bo dostarczona tą drogą wiedza burzy im "bezpieczny" system, w którym dotąd każdy się odnajdował (co oczywiście nie oznacza, że był szczęśliwy). Mimo to wizja zmian poraża. Bardzo często, nawet jeśli członkowie rodziny czują, że ich system jest niezdrowy, to i tak podświadomie dążą do zachowania go – z lęku przed nieznanym. Z tych samych powodów np. bezdomne rodziny, które po długich bataliach, wymagających zaangażowania w to wielu ludzi i organizacji pomocowych, gdy wreszcie otrzymają dach nad głową i wydawać by się mogło, jakieś podstawy na lepsze życie... i co ? I niestety najczęściej w krótkim czasie powracają do punktu wyjścia. Dlaczego ? Dlatego, że tak silna jest właśnie potrzeba odtwarzania struktury, do której jesteśmy przyzwyczajeni. Dlatego najczęściej rzeczywistość już  “oswojona”nawet jeśli nas unieszczęśliwia, jest tą, której się kurczowo trzymamy.  Dlatego na drodze osobistego rozwoju warto jest przyjrzeć się strukturze rodziny, w której dorastaliśmy. Uświadomienie sobie ról jakie w niej pełniliśmy z całą pewnością może pomóc nam zrozumieć samych siebie, rozwikłać przyczyny wielu naszych problemów , może pomóc byśmy przestali kreować swoją teraźniejszość kiepskimi schematami z przeszłości.                                

Dr. Konrad Maj twierdzi:

"Gdy człowiek dostaje etykietę, ona się do niego przykleja. I człowiek ją uwewnętrznia. Przyjmuje jak swoją."

Oczywiście będąc świadomym tego co uwewnętrzniliśmy możemy taką etykietę zdjąć... wymaga to sporego nakładu pracy, ale efekty warte są wysiłku. Mało jest rzeczy tak bardzo cennych jak powrót do siebie i stopniowe odkrywanie, kim tak naprawdę jesteśmy pod tymi naszymi rolami rodzinnymi. Wyjście z określonej roli nie jest proste, ale nie jest też niemożliwe. I mimo, że wymaga wiele wysiłku, a czasem nawet odcięcia się od systemu rodzinnego, to jednak warte jest zachodu.

Odzyskanie siebie i życie swoim życiem to najwyższy wymiar szczęścia, jaki może doświadczyć człowiek. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie wystarczy po prostu żyć...

  "Nie ma większego syfu niż życie. Wstajesz rano, idziesz do roboty, wracasz do domu zmachany, uśmiechniesz się krzywo do baby, ochrza...