Niejednokrotnie mam nieodparte wrażenie, że chyba urwałam się z choinki, kiedy w kinie lub teatrze słyszę, jak ludzie śmieją się z rzeczy, które dla mnie zupełnie nie są zabawne albo gdy wyrażają zachwyt nad scenami, które uważam za ordynarne.... Obserwując "radosne rżenie" tłumów w zupełnie dla mnie nieśmiesznych sytuacjach, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że albo ze mną jest coś nie tak /bo jestem w mniejszości/, albo z nimi. A konkretnie z ich poczuciem humoru. Zaskakuje mnie też, kiedy zauważam, że nawet w codziennym życiu ludzie odrzucają to, co złożone i dwuznaczne. W zamian gustują w tym co proste, intelektualnie niewymagające, a nawet przaśne. Bawią ich prymitywne skecze, trywialny humor. Obserwując rodzimą scenę kabaretową zauważam, że brak jej cech dobrego kabaretu, czyli humoru opartego na dwuznacznych, ironicznych tekstach i piosence satyrycznej. Ta wymagająca formuła niestety wydaje się odchodzić w niebyt. A co za tym brak wysokiego poziomu serwowanych treści w moim przekonaniu generuje adekwatnego odbiorcę i zaniża poziom na widowni. Skąd się bierze to socjologiczne zjawisko o coraz szerszym zasięgu? Nie jestem badaczem lecz tylko obserwatorem i stawiam, że przede wszystkim z powszechnego, medialnego "prania mózgów" i nieograniczonej dostępności do "pralni". Niestety ludzka słabość, objawiająca się podatnością na wpływy /skrupulatnie wykorzystywana przez media/, ma wpływ także na kształtowanie się poczucia humoru w społeczeństwie. Systematycznie ogłupiane rzesze odbiorców wszelakich mediów żyją w błogiej nieświadomości nie zauważając nawet, że te "pralnie" niepostrzeżenie i celowo, zawirusowują im ich "twarde dyski "...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz